czwartek, 16 października 2014

12. Powoli


Mijały miesiące; deszczowa jesień zamieniła się w mroźną zimę, a ta z kolei w przesyconą zapachami budzącej się do życia przyrody wiosnę.
Corinne i Dante starali się żyć normalnie. Mimo że widmo śmierci Jasona ciągle nad nimi wisiało, to oboje dokładali wszelkich starań, by znowu było tak jak dawniej, nim ta cała tragedia się wydarzyła. Niestety, było to bardzo ciężkie.
Pustka w ich domu dobijała kobietę, która przyzwyczaiła się do wesołego śmiechu dziecka ganiającego po domu z kartonowym samolocikiem w ręku. W dodatku dużo pracujący Dante wcale nie ułatwiał jej przyswajania nowej sytuacji, w jakiej się znalazła.
Mimo wszystko było nieporównywalnie lepiej niż do tej pory. Codziennie jedli razem śniadanie, często również kolacje, dużo rozmawiali i śmiali się, przypominając jakieś zabawne historie sprzed kilku lat. I chyba najważniejsze – Dante opuścił kanapę w salonie na rzecz ich łóżka w sypialni.
Po jakimś czasie takiego dziwnego życia Corinne zauważyła coś niepokojącego. Nie miała apetytu, często chodziła zmęczona i miewała migreny. Bała się, że może być to jakaś choroba – w końcu lekarz ostrzegał ją, że jest podatna na różne infekcje spowodowane komplikacjami w czasie ciąży z Jasonem.
Dante szybko zauważył, że coś nie gra. Podczas śniadania w pewien wiosenny wtorek długo przyglądał się pobladłej twarzy Corinne.
Dlaczego nic nie jesz? – Zmarszczył brwi. – Źle się czujesz?
Corinne pokręciła głową, po czym nagle pobladła jeszcze bardziej, poderwała się z krzesła i biegiem przemierzyła odległość dzielącą ją od łazienki. Dante podążył za żoną, wyraźnie zaniepokojony.
Na pewno wszystko okej?
Nie wchodź tu! – wykrztusiła Corinne, nękana kolejnymi torsjami.
Dante nie oponował, jednak dalej stał pod łazienką, gotowy w każdej chwili pomóc żonie.
W końcu Corinne wyszła, blada jak ściana na twarzy. Miała podkrążone oczy i poszarzałą skórę.
Co się dzieje? – spytał Dante, zamykając kobietę w szczelnym uścisku.
Nie wiem – przyznała szczerze Corinne. – Ale okres mi się spóźnia już drugi tydzień.
Oboje spojrzeli po sobie porozumiewawczo; żadne z nich nie musiało wypowiadać tego zdania na głos.
Ale to niemożliwe! – nagle wybuchła Corinne, chowają twarz w dłoniach.
Poczekaj, nie wpadajmy w panikę – westchnął Dante, odsuwając się od żony. – Przecież istnieje milion innych przyczyn takiego stanu rzeczy, prawda?
Ale Corinne zamiast odpowiedzieć, wślizgnęła się z powrotem do łazienki, mając kolejne mdłości.
Czyżby stało się to, co dawno wykluczyli lekarze? Czy rzeczywiście mogłaby... znowu nosić w sobie dziecko?
Przecież to miało być niemożliwe! Ba, nawet nie starali się o to wszystko, w końcu nie planowali powiększania rodziny. Nie po tym, co powiedział lekarz. Zaznaczył, że w jej przypadku zajście w ciążę graniczy z cudem, a donoszenie jej jeszcze większym. Zresztą, Corinne nie czuła się na tyle pewnie, by znowu mieć dziecko. Po ostatnich wydarzeniach... Czy byłaby w stanie znowu stać się odpowiedzialna za życie jakiejś istotki?
I Corinne, i Dante byli skołowani przez cały dzień. Długo rozmawiali o zaistniałej sytuacji, aż w końcu znaleźli chyba najlepsze jej rozwiązanie: postanowili odwiedzić lekarza. W końcu cała ta panika okazałaby się naprawdę śmieszna, gdyby wyszło na jaw, że to nie wina ciąży, a jakiejś niegroźnej choroby spowodowanej choćby hormonami.
Corinne nie zmrużyła oka przez całą noc. Przekręcała się z boku na bok, zastanawiając się, co się stanie, gdy jutro lekarz obwieści, że jest w ciąży. Z pewnością ich życie znowu nabierze tempa, kompletnie się zmieni. Znowu będą dużą rodziną, znowu w domu zabrzmi ten wesoły, lekko piskliwy śmiech, gaworzenie, ale i pojawią się conocne kolki i niejedna choroba.
Następnego dnia Corinne udała się do lekarza. Specjalnie wybrała innego, by nie musieć słuchać narzekań tego starego. Już wiedziała, co by usłyszała. „Czy państwo oszaleliście?! Przecież ostrzegałem, że ciąża w tym wypadku jest wybitnie niebezpieczna!”.
I pewnie nawet by nie uwierzył, że żadne z nich jej nie planowało.
Gdy weszła do gabinetu, od razu zwróciła uwagę na lekarza siedzącego za biurkiem. Och, może nawet nie tyle co na lekarza, ile na jego oczy. Niebieskie, głębokie jak błękit nieba albo toń oceanu, pełne ciepła i dziwnej siły bijącej z ich spojrzenia.
Corinne przysięgłaby, że gdzieś już je widziała, ale nie była w stanie przypomnieć sobie, gdzie i w jakiej sytuacji.
Dzień dobry. Nazywam się Corinne Whisper...
Ach tak! Dzień dobry, zapraszam, zapraszam. – Lekarz poderwał się z miejsca. – Ja nazywam się Jim Roberts i zajmę się panią. A teraz proszę usiąść, przeprowadzimy wywiad.
Corinne przez całą rozmowę i badanie zastanawiała się, skąd pojawiło się to dziwne wrażenie, że już gdzieś kiedyś spotkała Jima. Nie, to niemożliwe, pomyślała w końcu. On jest młody, ma góra czterdzieści lat. Nie jest żadnym staruszkiem znikającym w tajemniczych okolicznościach...
O, widzi pani? Nie? O, tutaj. – Wskazał palcem na monitor. Corinne zaważyła tylko szarą plamę. – Tutaj jest pani dziecko. Gratuluję.
Mimo że Corinne nastawiała się na tę wiadomość, ba – była jej niemal pewna, to i tak przeżyła niemały szok. Przecież... Przecież...
Ale to niemożliwe – szepnęła. – Mój stary lekarz powiedział, że ciąża w moim przypadku...
Pani Whisper – lekarz pochylił się nad nią – cuda się zdarzają codziennie. Trzeba tylko szerzej otworzyć oczy.
Corinne podniosła się, oniemiała i oszołomiona wiadomością.
A teraz niech pani ochłonie, napije się herbaty, później pójdzie na zakupy i po prostu się uśmiechnie. Na razie trzeba myśleć o dziecku.

Dante żwawym krokiem przemierzał park, który znajdował się naprzeciw jego domu. Uważnie obserwował pożółkłe liście, które spadały z drzew, ciemne chmury wiszące nad miastem i ludzi spacerujących alejkami.
I wtedy go dostrzegł – Jima siedzącego na ławce, wpatrującego się w niebo, na którego tle szybowały ptaki. Sam nie wiedział dlaczego – ostatnio dość często podejmował takie irracjonalne decyzje – podszedł powoli i przysiadł się.
Dzień dobry – powiedział powoli. – Nie jest panu zimno? Dzisiejsza pogoda nie jest zbyt... słoneczna. I ciepła.
Jim niechętnie odwrócił wzrok i spojrzał niezbyt przytomnie na Dantego. Jego jasnoniebieski wzrok sprawił, że Dantemu ciarki przebiegły po plecach.
Może trochę. – Wzruszył ramionami Jim. – Kogo obchodzi jakiś bezdomny?
Dante ze zdumieniem zauważył, że Jim jest dzisiaj dziwnie przygnębiony. To było naprawdę zastanawiające, w końcu zawsze tryskał charakterystycznym dla siebie humorem. Był to specyficzny człowiek, jednak zawsze radosny, uśmiechnięty.
Dante sam się zdziwił, gdy usłyszał swój własny głos wypowiadający jedne z najdziwaczniejszych słów w swoim życiu.
Mnie obchodzi.
Przez poszarzałą z zimna twarz Jima przeszedł cień uśmiechu. Dante nie za bardzo uwierzył, że naprawdę to powiedział, tym bardziej że do tej pory starał się trzymać Jima na dystans.
U mnie w domu żona właśnie przygotowuje obiad. Może chciałbyś przyjść? Jedzenia wystarczy dla wszystkich.
Jim posłał Dantemu przeciągłe spojrzenie.
Z wielką chęcią – powiedział po chwili zastanowienia.
Dante wstał i ruszył w kierunku domu. Przez chwilę zastawiał się, czy Corinne nie będzie zła, że przyprowadził do domu na obiad zupełnie obcego mężczyznę, ale w końcu doszedł do wniosku, że jego żona ma złote serce i z pewnością go zrozumie.
W domu unosił się zapach zapiekanki z pieczarkami i serem. Dante niepewnie wszedł do kuchni, gdzie Corinne właśnie nakrywała do stołu.
Kochanie...? Mamy niespodziewanego gościa.
Kobieta z zainteresowaniem popatrzyła w korytarz, gdzie stał Jim. Wyszła do mężczyzny, by uścisnąć mu dłoń, jednak zatrzymała się wpół kroku, dostrzegając barwę jego oczu. Tak piękną, egzotyczną, a jednocześnie... dziwnie znajomą.
Dzień dobry. – Gość nisko się ukłonił. – Nazywam się...
Jim – dokończyła kobieta, kręcąc głową.
Niemożliwe, pomyślała. Najdziwniejsze było to, że gość żywo pokiwał głową, jakby nie było dla niego nic niezwykłego w tym, że Corinne od razu odgadła jego imię.
Nie, to jakaś niedorzeczność, jakiś żart albo po prostu zwykły zbieg okoliczności, jednak kobiecie ciężko było w coś takiego uwierzyć. Przecież takie sytuacje zdarzają się niesłychanie rzadko i to, że właśnie ten człowiek...
Och, no i te oczy...
Czy było na świecie coś piękniejszego niż ta niezwykła barwa tęczówek oczu Jima? Corinne wydawało się, że chyba nie.
Zapraszam do stołu, obiad jest prawie gotowy. – Otrzeźwiała w samą porę, bo Dante rzucił żonie sceptyczne spojrzenie.
Rozmowa podczas obiadu – o dziwo – szła świetnie i mimo że była o wszystkim i o niczym, to małżeństwo doskonale się czuło w obecności Jima. Corinne nawet na moment zapomniała o oczach mężczyzny i o tym, z czym skojarzyła jej się ich barwa.
Dopiero gdy pod wieczór Jim opuścił ich dom, a w mieszkaniu zapanowała cisza, Corinne odważyła się spytać męża:
Kim był ten człowiek?
Dante miał nadzieję, że nie będzie musiał odpowiadać na pytania żony. Raczej nie uwierzy w to, że po prostu zrobiło mu się szkoda człowieka, który siedział na zimnie i wyglądał na bardzo samotnego, bo żona bardzo dobrze go znała i wiedziała, że raczej nie jest skłonny aż do takiej empatii. Zresztą, taka sytuacja zaistniała po raz pierwszy w życiu, więc jakiekolwiek tłumaczenie tego typu w ogóle nie wchodziło w grę.
Kochanie, poznałem go...
Urwał, bo nie za bardzo wiedział, jak to opowiedzieć. Och, wiesz, poznałem tajemniczego gościa, który wydaje się być nie z tego świata i... I na tym koniec opowieści, bo cóż więcej mógłby dodać? Kompletnie nie znał Jima.
Poznałem go jakiś czas temu. To bezdomny, często bywa w tym parku. No i dzisiaj jest taka paskudna pogoda, no wiesz, nie chciałem, żeby siedział sam i... Wierzysz mi?
Corinne westchnęła ciężko, wtulając się w ramiona męża. Tak bezpiecznie się czuła, gdy jego dłonie spoczywały na jej plecach, gładząc je spokojnie.
Tak, wierzę. Ale następnym razem uprzedź mnie, jeśli będziesz chciał zaprosić kogoś na obiad. Zwłaszcza bezdomnego, okej?
Przez chwilę milczeli, ale Corinne przypomniała sobie jeden szczegół.
Widziałeś jego oczy? Były tak intensywnie niebieskie... I dziwnie znajome.
Kochanie, naprawdę zwracasz uwagę na takie szczegóły? Oczy jak oczy, nic niezwykłego. – Zmarszczył brwi Dante.
Corinne jedynie wzruszyła ramionami, jednak wciąż myślała o barwie oczu Jima, które przypominały jej kogoś innego  kogoś, kto był tajemniczy i też jakby... nie z tego świata. No i ten błękit pod powiekami...
Jak kolor nieba.

~*~
Jest tu ktoś jeszcze...?

7 komentarzy:

  1. Melduję się. Przeczytałam.
    Nie spodziewałam się, że Corinne mogłaby zajść jeszcze raz w ciążę. Tylko jeśli jej się udało to co się stało z jej drugim dzieckiem? Czyżby kolejna tajemnica?
    Cieszę się, że Dante okazał trochę serca "bezdomnemu", zapraszając go do siebie. A Jim jak nic jest aniołem. To anioł i koniec kropka. Ciekawe, że ciągle się obok nich kręci. A i tęsknię za Ralphem.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Elif lubi tajemnice :) I zaskakiwanie Czytelników też ;3
      Hm, poczekam z wyjaśnieniami na sam koniec. Jeśli chodzi o Jima, to ja nic nie powiem - wiadomo, tajemnica zawodowa :D
      Dziękuję za komentarz :)

      Usuń
  2. Cóż, teraz jest jeszcze bardziej pewne, ze Jim jest kimś nadprzyrodzonymi. No i chyba tym, ktory jest dobrym, ze tak powiem. Dlatego dziwi mnie, ze pozwolił corinne zajść po raz drugi w ciąże, skoro najwyraźniej teraz tego dziecka... Tez juz nie ma? No bo przeciez nic o nim nie wiemy... Wiec co soe z nim stało? Nie chciałabym powtórki z rozrywki, to zbyt okrutne. Niesprawiedliwe. W zdrugiej strony czy naprawde Jim mogłby dopuścić do czegos takiego? Czemu zmienia osobowości?czy corinne potrafi przypomnieć sobie, gdzie widziała wczesniej ten charakterystyczny błękit oczu? Jeste, bardzo ciekawa,co bedzie dalej, mam andzieje,dze w nastepny, rpzdziale bedzie wiecej o teraźniejszości. Ciesze sie,ze wróciłas do publikowania:) zapraszam na rozdział ma zapiski-condawiramurs

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie byłabym tak pewna tego Jima ;P I dlaczego miał niby pozwolić zajść jej w ciążę? Przecież to nie od niego zależało, czy Corinne będzie miała dziecko.
      I tak, powoli "teraźniejszość" zacznie się rozkręcać ;)
      Dziękuję za komentarz :)

      Usuń
  3. Jak mnie tutaj dawno nie było.
    Na tym blogu zawsze tak magicznie się czułam, a rozdział jak nic był magiczny! Corinne jest w ciąży! Cudowna wiadomość, mimo tego, że oni są pełni obawy.
    I Dante. Tak naprawdę dawno czytałam Twoje opowiadanie, ale Dante nie kojarzył mi się z człowiekiem, który zaprosiłby bezdomnego na obiad. Ale to Jim. Też mam wrażenie, że to anioł.
    Tęskniłam za tym blogiem, naprawdę.
    Pozdrawiam :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że chciałaś wrócić do tego opowiadania :). I że to zrobiłaś.
      Ja już nic nie zdradzam, nie mogę ;).
      Dziękuję za komentarz i również pozdrawiam.

      Usuń
  4. Kim jest ten Jim?

    OdpowiedzUsuń