– Rozumiesz coś z tego? – spytała płaczliwie Corinne,
mając wrażenie, że zaraz straci rozum.
Dante jedynie pokręcił głową. Oboje nie odezwali się
do siebie ani słowem podczas drogi do domu. Pani Marshall starała się być
sympatyczna, ale chyba w końcu doszła do wniosku, że ma do czynienia z
obłąkanymi ludźmi, ponieważ ostatecznie poprosiła ich o opuszczenie tego
miejsca.
Tylko jak to wszystko, czego się dowiedzieli, mogło
być prawdą?
Raphael Clark istniał z pewnością, żadne nie miało co
do tego wątpliwości. W końcu przez ostatni rok regularnie go odwiedzali w domu
dziecka i gościli u siebie. Miał własny pokój, własne zabawki. Pamiętali go.
– Przecież to musi być jakiś chory żart... Dlaczego
ona tak do nas mówiła? – Corinne nie dawała za wygraną. – Dlaczego nie ma go w
papierach? To co my niby w końcu podpisywaliśmy? I dlaczego ona go nie pamięta,
skoro pracuje tam kilka lat, a on mieszkał tam siedem, a w sumie teraz to
osiem...
Zamilkła, kompletnie się w tym wszystkim gubiąc.
– I najważniejsze pytanie – mruknął ponuro Dante. –
Gdzie on teraz jest?
Zaparkowali samochód tuż pod domem. Corinne pchnęła
drzwi, których nawet nie zamknęli w nadziei, że Ralph może jeszcze wrócić.
Kobieta liczyła na to, że chłopiec będzie siedział grzecznie w salonie i bawił
się tym swoim okrętem...
Zatrzymała się wpół kroku.
No właśnie, okręt! Przecież Dante dał mu wielki okręt,
który Ralph ledwo mógł unieść! Z czymś takim trudno by było podróżować;
zresztą, kobieta nie przypominała sobie, by zauważyła ten przedmiot podczas
poszukiwań. Więc gdziekolwiek Ralph był, miał ze sobą tę drewnianą zabawkę!
Chciała to powiedzieć Dantemu, ale nagle usłyszała
trzask na górze.
– Ralph? – spytała drżącym głosem. – Ralph, to ty?!
Gdzie jesteś?!
Szybko pobiegła po schodach na górę i wpadła do
pokoju, jednak nikogo tam nie zastała. Szybko jednak rzuciło jej się w oczy to,
czego wcześniej z pewnością tutaj nie było.
Na łóżku chłopczyka stał ten wielki okręt, który w
południe dostał od Dantego. Corinne doskonale wiedziała, że wcześniej go tu nie
było: zauważyłaby tę charakterystyczną rzecz od razu. To oznaczało, że podczas
gdy oni szukali rozpaczliwie Raphaela w całym Derby, ktoś zakradł się do ich
domu i podrzucił prezent do pokoju chłopca!
Corinne osunęła się na łóżko, prawie płacząc. Czy to
oznaczało, że jakimś cudem ktoś go jednak uprowadził? Albo ona naprawdę
oszalała i cała ta historia była jednym, długim snem...
I kiedy tak siedziała, sunąc palcem po szkielecie
okrętu, nagle zobaczyła białą kopertę leżącą na pościeli.
– Dante! – krzyknęła. – Dante, chodź tu!
Mężczyzna szybko znalazł się w pokoju Ralpha, pobladły
i spięty.
– Co się stało? – spytał słabym głosem; sprawiał
wrażenie, jakby już nie mógł znieść kolejnych złych wieści.
– Zobacz, co znalazłam – rzekła płaczliwie Corinne,
podając mu kopertę. – Jak myślisz, to od ewentualnego porywacza?
Dante przez chwilę obracał wiadomość w dłoni.
– Trzeba to sprawdzić. – Jednym, szybkim ruchem
rozerwał kopertę i wyciągnął z niej kilka kartek.
Corinne złapała głośno powietrze. Cały długi list
został zapisany dziecięcym, ale równym i starannym pismem.
– To Ralph... – wyszeptała Corinne. – Rozumiesz,
Dante? To od niego... On go napisał!
Oboje pochylili się nad wiadomością, by móc ją
przeczytać.
Drodzy Rodzice!
Nawet nie wiecie, jaką radość sprawia mi zwracanie się
do Was w ten sposób. Jeszcze nigdy dotąd mnie poznałem kogoś, kogo mógłbym tak
nazywać. Pewnie teraz zastanawiacie się, gdzie jestem i co się ze mną dzieje.
Mogę Was jednak zapewnić, że tu, gdzie przebywam, jestem tak samo szczęśliwy
jak wtedy, gdy spędzaliśmy wspólnie czas przez ostatnie dwanaście miesięcy.
Uważam, że należą Wam się dokładne wyjaśnienia tego,
co się działo przez cały ten okres.
Może zacznę od początku. Zapewnie zauważyliście, że
nie zachowywałem się jak kilkuletni chłopiec. Niestety, nie jestem dobrym
aktorem i chociaż bardzo się starałem, prawie nigdy nie udawało mi się
przemienić w prawdziwe dziecko, którym w rzeczywistości nie byłem.
Dlaczego się spotkaliśmy? Otóż nic nie jest
przypadkowe, a to, że wybraliście akurat mnie – również zostało wcześniej
zaplanowane. Czyż to nie cudowne, że Bóg zawsze daje nam to, czego
potrzebujemy? Wy pragnęliście jedynie szczęścia w postaci dziecka; i zobaczcie:
Wasze marzenie się spełniło. Mamo, nosisz w sobie córkę, którą z pewnością
pokochasz równie mocno jak i mnie.
Tak więc w skórze małego, nieistniejącego, a co za tym
idzie – fikcyjnego Raphaela Clarka znajdował się prawdziwy anioł. Dlaczego Bóg
wysłał do Was akurat mnie?
Po prostu uznał, że będę najlepszym kandydatem.
Zresztą, zostawił moje prawdziwe imię, którym miałem się posługiwać na ziemi,
uformował ludzkie ciało i po prostu pozwolił mi działać.
Szybko zauważyliśmy, że Mama od razu mnie pokochała i
zapragnęła przygarnąć. Niestety, Ty, Tato, nie dałeś się tak łatwo przekonać,
więc Bóg wysłał mi małą pomoc w postaci bezdomnego Jima, którego mieliście
okazję poznać znacznie wcześniej, tylko w różnych wcieleniach. Nawet nie
mieliście pojęcia, że macie do czynienia z samym Jezusem!
Nie martwcie się, że tego nie zauważyliście. To
znaczy, że ten cały misterny plan, który Bóg opracował specjalnie dla Was, udał
się. Przez ostatni rok wraz z Jimem staraliśmy się zaprowadzić w Waszym życiu
porządek.
Z pewnością zauważyliście, że teraz jest nieporównywalnie
lepiej niż rok temu. Cieszę się, że Wasze małżeństwo przetrwało tak ciężką
próbę, że udało Wam się pożegnać konflikty i wybaczyć sobie wzajemnie wszystkie
przykrości. Niezmierną dumą napawa mnie świadomość, że otworzyliście swoje
serca nie tylko na Boga, ale i na zupełnie obce dziecko. Potrafiliście pokochać
chłopca z domu dziecka, którego do tej pory nie widzieliście na oczy.
Chociaż byliśmy sobie obcy, to udało nam się stworzyć
prawdziwą, kochającą się rodzinę.
Nauczyliście się znosić cierpienie. Pamiętajcie: Bóg
nie daje żadnemu człowiekowi takiej troski, której nie jest on w stanie
udźwignąć. Wasze życie było przepełnione bólem i śmiercią, a mimo wszystko z
naszą drobną pomocą udało Wam się pokonać te wszystkie przeciwności i stanąć na
wysokości zadania.
Zobaczcie, co stworzyliście: udany związek pełen
miłości i ciepła, o którym zdążyliście zapomnieć, a do którego wróciliście. Nie
zapominajcie, że Bóg, chcąc Was wynagrodzić za to wszystko, dał Wam kolejne
dziecko. Jestem pewien, że Wasza córeczka, która niebawem się narodzi, będzie
wychowana w rodzinie, w której panuje zgoda i harmonia.
Ja sam wciąż nie mogę się nadziwić, jakim szczęściem
na co dzień obdarza nas Bóg. Zabrał Wam naprawdę dużo, ale jednocześnie
nagrodził jeszcze większymi darami. Gdyby nie Wasza wytrwałość i wzajemna
miłość, na nic zdałyby się nasze starania.
Naprawdę jestem szczęśliwy i dumny z tego, że udało
nam się osiągnąć kolejny sukces. Pomogliśmy rodzinie złączyć się w jedność,
zapomnieć wszelkie urazy, odstawić na bok kłótnie oraz sprawić, że między jej
członkami nawiązała się nić porozumienia.
Przykro mi, że nie uda nam się już zobaczyć. Chciałbym
zejść jeszcze na ziemię i znowu, chociaż na chwilę, stać się Waszym synem,
jednak to niemożliwe. Bóg przygotował mi już kolejne zadanie, które muszę
wypełnić.
Nie martwcie się jednak: będę nad Wami czuwać cały
czas. Chociaż w świecie ludzi już się nie spotkamy, będę na Was czekać tu, na
górze, w Niebie.
Nigdy nie zapominajcie o swoim synu, który – mimo że
tak naprawdę nigdy nie był do końca Wasz – starał się najlepiej jak mógł
wypełnić pustkę po zmarłych dzieciach. Zapewniam Was, że tutaj Emily i Jason są
szczęśliwi i równie niecierpliwie jak ja oczekują Was w naszej cudownej
krainie.
Pamiętajcie o Raphaelu Clarku, który starał się
zmienić Wasze życie na lepsze, o Jimie, który pojawił się wiele razy: jako
tajemniczy staruszek w parku, jako lekarz, jako właściciel sklepu z zabawkami i
chyba najważniejsze – jako bezdomny potrzebujący pomocy i odrobiny miłości
bliskich, a także o pannie Rosemary, która również odegrała kluczową rolę w tym
wszystkim.
Nie zapominajcie o Bogu oraz o szczęściu, jakie Wam
podarował poprzez nasze pośrednictwo. Nie traćcie wiary w lepsze jutro.
Pamiętajcie, że Bóg zawsze da nam to,
czego potrzebujemy, a jednak nie zawsze to, co chcemy.
Wychowujcie Waszą córkę w miłości i trosce,
jednocześnie pielęgnując pamięć o Jasonie i Emily.
Ja będę na Was czekać tu, w Niebie, jednocześnie
czuwając i sprawując opiekę nad Wami. Nie traktujcie braku obecności mnie jako
kary; to lekcja, którą dostaliście od Boga. Mam nadzieję, że należycie
wykorzystacie dany Wam dar: piękną, wspaniałą miłość, jaką się obdarzyliście
trzynaście lat temu nad brzegiem Derwentu.
Wciąż się za Was modlę i nigdy nie zapomnę tego, jak
wielkim uczuciem mnie obdarzyliście, z jaką troską się mną opiekowaliście. To
było cudowne doświadczenie i mam nadzieję, że kiedy już spotkamy się tu, gdzie
właśnie przebywam, będziecie pamiętać te niesamowite chwile, jakie razem
spędziliśmy.
Nie tylko Wy obdarzyliście mnie pokładem
niewyobrażalnej miłości; ja również Was pokochałem. Wiem, że nigdy już nie
natrafię na tak cudownych rodziców, jakimi byliście dla mnie przez ostatni rok.
Wzrastajcie w wierze, kochani Rodzice, nie zapominając
o wszystkim, co działo się przez ten rok. Będę nad Wami czuwał, obiecuję.
Raphael,
Anioł, który miał najlepszych
Rodziców na świecie
PS Okręt Do Nieba zostawiam Wam. Z pewnością jeszcze
kiedyś się przyda.
~*~
Pytania?
.
.
.
Coraz mi smutniej i coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że to opowiadanie nie ma sensu. Najmniejszego.
Następny rozdział już w niedzielę.
Do napisania, Wasza Elif
Ha! Miałam rację co do ciąży Corinne. A to, że Ralph i Jim nie okazali się zwykłymi ludźmi też nie jest zaskoczeniem. Zaskoczyło mnie tylko zniknięcie chłopca. Z jednej strony cieszę się, że Dante i Corinne pogodzili się i że będą mieli dziecko, ale z drugiej to nie fair odbierać im Ralpha - syna, którego pokochali. Bóg powinien pozwolić mu zostać. W końcu to on połączył na nowo małżeństwo. On już należał do rodziny, a jego odejście było jak zabranie trzeciego dziecka. Może Corinne i Dante będą rodzicami, pewnie nawet dobrymi, szczęśliwymi za jakiś czas, ale z pewnością jednak pocierpią ze względu na stratę Ralpha. Według mnie zakończenie, do którego się zbliżamy jest słodko-gorzkie.
OdpowiedzUsuńW sumie i tak większość wydarzeń można było przewidzieć, nie stanowiło to większego problemu ;p. Aczkolwiek chciałam wpleść jakiś element zaskoczenia i z tego powodu "zniknęłam" Ralpha.
UsuńJak dla mnie, to chyba dobrze zrobiłam. Nie lubię szczęśliwych zakończeń, a jak Ty napisałaś: ta "słodko-gorzka" końcówka zadowala mnie.
Zresztą, jakoś zniechęciłam się do postaci tego chłopca. Owszem, był dobry, sympatyczny i tak dalej, jednak... Przeszkadzałoby mi to, gdyby został.
Dziękuję za opinię :)
och! moje przeczucia się potwierdziły w 80%. pomyliłam się tylko w kwestii Jima :)
OdpowiedzUsuńDante i Cori.. jejku, nawet nie umiem wyrazić słowami, co oni mogli czuć w tamtym momencie. kiedy zaginął Rafi, kiedy w domu dziecka powiedzieli, ze nikogo takiego nie było... to okropne, jednak jak widać miało to sens. Bóg wynagrodził im wszystkie cierpienia.
PS. ach, i czytając ten list, miałam wrażenie, że ksiądz mówi kazanie :D
Mam gulę w gardle i łzy w oczach... Coś pięknego!
OdpowiedzUsuń