czwartek, 15 stycznia 2015

14. Fabryka zabawek


Nie potrafili ze sobą rozmawiać jak dawniej; zresztą – wcale nie próbowali. Znowu odsunęli się od siebie, ale wtedy nawet Corinne nie miała siły walczyć o ich małżeństwo, które powoli zaczynało się rozpadać.
Z każdym kolejnym dniem było coraz gorzej. Dante znowu rzucił się w wir pracy, a Corinne pogrążała w coraz większej żałobie. Mężczyzna z powrotem przeniósł się na kanapę w salonie, co dodatkowo przybiło kobietę.
Zupełnie stracili ze sobą kontakt. Nie tylko ból po stracie drugiego dziecka tak bardzo ich poróżnił – wróciły wspomnienia związane ze śmiercią Jasona, co również negatywnie wpłynęło na ich związek. Corinne miała wrażenie, że mąż obwinia ją o śmierć Emily; wcale mu się nie dziwiła – uważała, że gdyby obudziła się wcześniej albo wcale nie zasypiała, tylko czuwała przy córeczce, sprawy potoczyłyby się zupełnie inaczej i dziecko by przeżyło.
Nie potrafiła zapomnieć tego uczucia chłodu na swojej skórze. Co noc budziła się zmarznięta i przerażona; nękały ją wspomnienia dotyczące dzieci: fragmenty mózgu Jasona porozrzucane po jezdni, zakrwawiony chodnik, sine usta Emily. Wszystko to pojawiało się w jej wyobraźni przerażająco realistycznie, prawdziwie. Niemal czuła zapach gnijącego ciała zjadanego przez robaki...
Tonęła w swojej beznadziejności. Wiedziała, że ta żałoba kiedyś ją wykończy, ponieważ nie miała w nikim oparcia. Dante zupełnie się od niej odsunął, odciął, nie chcąc mieć do czynienia z dzieciobójczynią. Ona sama miała świadomość, że zawiniła, że zniszczyła to małżeństwo. Dodatkowo statystyki sprawiły, że czuła się jeszcze gorzej: przeczytała kiedyś, że zazwyczaj małżeństwo rozpada się rok po śmierci dziecka.
Oni w takim razie powinni być już po dwóch rozwodach.
Często zamykała się w dawnym pokoju Jasona. Kładła się wtedy na jego łóżku, wdychając wszystkie unoszące się w powietrzu zapachy i wyobrażając sobie, że jej synek wciąż żyje. Potem wyciągała kocyk, w który kiedyś była owinięta Emily, podkładała go sobie pod głowę i rozmyślała nad tym, jak wyglądałaby jej córeczka, gdyby żyła. Pewnie byłaby pulchniejsza, dłuższa, uśmiechałaby się już na widok mamy lub taty.
Niestety, Corinne za każdym razem boleśnie się przekonywała, że jej wyobrażenia nie mają pokrycia w rzeczywistości.
I kiedy wydawało się, że gorzej być nie może, okazało się, że wspólnik Dantego, jego wieloletni, zaufany przyjaciel, to oszust. Stało się to dokładnie trzy miesiące po pogrzebie Emily, w pewien zimny, deszczowy dzień.
Dante wrócił do domu wcześniej niż zwykle, wściekły jak nigdy dotąd. Corinne właśnie przygotowywała obiad i naprawdę mocno się zdziwiła, widząc męża u progu.
Co się stało? – spytała niepewnie, ale z troską w głosie, podczas gdy Dante cisnął z całej siły swoją kurtkę o podłogę.
Usiadł na podłodze, schował twarz w dłoniach i zaczął głośno płakać, zupełnie jak małe dziecko, które chce zwrócić na siebie uwagę. Kobieta podeszła wtedy do niego, położyła mu rękę na karku i ruchem dłoni kazała mu spojrzeć sobie w oczy.
Dante, co jest?
To chyba była pierwsza ich prawdziwa rozmowa od dnia pogrzebu małej Emily.
Ten sukinsyn, Werner... Przez ostatnie lata mnie okradał. Jesteśmy prawie bankrutami, rozumiesz?
Ale skąd to wiesz?
Te cholerne gazety... – wykrztusił przez łzy. – A gdy się go o to spytałem, ten zaśmiał mi się w twarz i powiedział, że to prawda! Boże, jaki ja byłem głupi!
I znowu zaniósł się płaczem. Corinne usiadła obok niego i objęła, ale ten odtrącił jej rękę.
Kobieta doskonale wiedziała, że głośny lament jej męża wcale nie jest spowodowany tym przykrym oszustwem; to po prostu była kropla, która przelała czarę. Wszystkie emocje, które do tej pory mężczyzna w sobie chował, właśnie się z niego wydostawały.
Tak bardzo mi przykro... – wyszeptała Corinne, gładząc męża po włosach. – Dante, porozmawiaj ze mną.
Ale on jej nie słuchał. Skulił się jak małe dziecko i zawył głośno.
Do cholery, to jest takie przytłaczające! – powiedział po chwili zduszonym głosem. – Emily nie żyje, Jason tak samo, Werner to oszust, a ty... ty...
Zamilkł, jakby nie chciał powiedzieć za dużo.
A ja?
A ty tu po prostu jesteś i użalasz się nad tym wszystkim. Ja tak nie umiem, rozumiesz? Chcę zapomnieć, ale nie umiem tego zrobić. A z drugiej strony chcę pamiętać, bo wiem, że nie byłbym tym, kim teraz jestem, gdyby nie to doświadczenie. A jestem teraz parszywym dupkiem, który nawet nie potrafi zadbać o swoją rodzinę. I gadam bez sensu.
Nie, nie bez sensu – szybko odparła Corinne. – Mówisz bardzo mądrze, ja cię doskonale rozumiem. Przepraszam cię, Dante...
Ale on nic nie odpowiedział; jedynie objął żonę ramieniem i ucałował ją w czoło, jakby chciał jej dać do zrozumienia, że nie ma za co przepraszać. Siedzieli tak na podłodze jeszcze kilkadziesiąt minut, nic do siebie nie mówiąc, ale po raz pierwszy od dawna była to naprawdę przyjemna cisza.
Corinne miała nadzieję, że tamta krótka i emocjonalna rozmowa jakoś ich do siebie zbliży, ale już następnego dnia Dante znowu zaczął ją ignorować, pracując jeszcze więcej i próbując postawić upadającą firmę na nogi.
Ten dziwny stan, w jakim się znaleźli, trwał ponad rok. Corinne wiele razy przełamywała się i próbowała nawiązać normalną konwersację z mężem, jednak prawie nigdy jej się to nie udawało.
W końcu zaczęły się trudne rozmowy o adopcji, urywane jednak w połowie. Kobieta wciąż pragnęła mieć dziecko, jednak Dante bał się bólu, który tak bardzo dał mu się we znaki przez ostatnie lata. Mieli świadomość, że nigdy nie zapomną ogromu tragedii, którą przeżyli, jednak wciąż szukali szczęścia; może trochę zbyt rozpaczliwie, w kaleki sposób, ale każde pragnęło znowu poczuć się po prostu dobrze.
I w pełni zrozumieli to uczucie, gdy pewnego dnia pełni obaw zaparkowali samochód pod „Domem Dziecka panny Rosemary”, chociaż chyba nie byli jeszcze do końca świadomi, w jakim stopniu ten dzień odmieni ich przyszłe życie.

Na początku stycznia, kilka dni przed powrotem Ralpha do domu dziecka, nieoczekiwanie spadł śnieg, pokrywając całe Derby białym puchem. Corinne wyszła z chłopcem na spacer do parku, by mógł pobawić się trochę na świeżym powietrzu, sama natomiast liczyła na odrobinę wytchnienia.
Gdy Raphael biegał beztrosko po parku, naturalnie pod czujnym okiem kobiety, Corinne spacerowała powoli alejkami, myśląc o wszystkim, co się do tej pory wydarzyło.
Od początku wiedziała, że ma do czynienia z niezwykłym chłopcem. Nie znała go za dobrze, ale od razu zauważyła, że był nieprzeciętnie inteligenty, miły i dobrze wychowany. Znał się na ludziach, co od razu powinno spowodować zapalenie się żółtej lampki. Im dłużej się nad tym zastanawiała, tym coraz bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że to nie jest cecha zwykłego ośmiolatka.
Jak mogła wcześniej tego nie zauważyć? Czyżby była tak zaślepiona swoją fascynacją chłopcem, że nie widziała jego niezwykłego wyczucia? Takiego zachowania trudno szukać nawet u dorosłych, a to dziecko wykazywało się niezwykłą dojrzałością...
A nie chciała słuchać Dantego, który wspominał na początku bardzo często, że niepokoi go zachowanie Ralpha. Przecież wszystko się układało, jak trzeba – w końcu znalazła dziecko idealne, które pokochała całym sercem.
Teraz dopiero, gdy wszystkie te emocje nieco opadły, a ona ochłonęła, mogła spokojnie podejść do całej tej sprawy z dziwnym zachowaniem Ralpha.
Zaskoczyło ją nie tylko dobre wychowanie dziecka, nie tylko sposób jego wypowiedzi – zupełnie jakby rozmawiało się z dorosłym! – ale też i niezwykła intuicja. Może nie była to jego bezpośrednia interwencja, ale rozmowy z Raphaelem sprawiły, że jej kontakty z Dantem znacznie się ociepliły. Można by rzecz, że pojawienie się chłopca w ich życiu uratowało to małżeństwo.
Mamo, mamo, patrz! – krzyknął radośnie Ralph, wyrzucając w górę garść śniegu i okręcając się wokół własnej osi.
Corinne posłała mu szeroki uśmiech.
Przypomniała sobie nagle sytuację, gdy chłopiec wszedł do pokoju Jasona. Wiedział, musiał wiedzieć, że robi coś złego, ale było to wszystko w dobrej wierze. Z pewnością miał świadomość, że to pomieszczenie stało się bardzo ważne dla Corinne po śmierci synka.
No właśnie, miał świadomość. Co od razu sprawiało, że nie mógł być zwykłym dzieckiem. Normalny maluch posłuchałby jej, ewentualnie zrobiłby na przekór i wszedł do pokoju tylko po to, by sprawdzić, jak rodzic zareaguje na takie zachowanie. Ralph nie zrobił jednego ani drugiego. On wiedział, co się stanie. Wiedział, co chciał tym osiągnąć.
To wydawało się wręcz niemożliwe, ale on chciał, by Corinne w pewien sposób zaakceptowała śmierć Jasona., by się z tym wszystkim pogodziła. Był zupełnie świadomy tego, co robił.
A to już klasyfikowało go jako dziecko niezwykłe.
Mało tego – to nie wszystko. Pamiętała doskonale sytuację sprzed Świąt. Nie wiedziała, dlaczego wydawało jej się, że chłopiec oszukuje ją w sprawie Jima. I jeszcze ta rozmowa z Dantem, która potwierdziła jej przypuszczenia. Wciąż zachodziła w głowę, skąd Ralph mógł znać Jima.
Może za bardzo panikowała? Przecież istniała jeszcze możliwość, że po prostu spotkał go wiele lat temu, na przykład na jakiejś wycieczce z domu dziecka. Może Jim wcale nie był bezdomny, tylko po prostu bardzo biedny, może należał do jakiejś organizacji, a dzieciaki z domu dziecka posprzątały mu dom czy zrobiły coś podobnego, i w ten sposób Raphael poznał tego mężczyznę.
Wydawało jej się to niedorzeczne, ale przecież tak właśnie mogło być.
Mamo, chodź, ulepimy bałwana!
Kochanie, jest za mało śniegu – odparła spokojnie Corinne, wyciągając rękę. – Chodź, możemy powoli wracać do domu.
No i jeszcze ta cała sytuacja z zabawką. Jakim cudem Ralph zapragnął konia na biegunach – dokładnie taki sam prezent, jaki dostał Jason na swoje piąte urodziny?
Corinne nie wiedziała, czy dziwne zachowanie chłopca powinno ją niepokoić. W końcu może ostatnie wydarzenia trochę ją przytłoczyły – przecież jej życie naprawdę się zmieniło, chyba na każdej płaszczyźnie.
Znowu była mamą. To cudowne uczucie towarzyszyło jej przez cały czas, a nasilało się z każdym razem, gdy miała przy sobie Ralpha. Jej małżeństwo się nie skończyło – wręcz przeciwnie, rozkwitało na nowo. Można powiedzieć, że sama przeszła oczyszczenie; w pewien sposób pogodziła się ze śmiercią dzieci, przestała wciąż się obwiniać o te tragedie, których była świadkiem.
Nagle zaczęła też myśleć o Jimie. Czy jej przeczucia mogą być słuszne i ten tajemniczy bezdomny, którego skądś kojarzyła, tylko nie mogła sobie przypomnieć skąd, i mały Ralph mieli ze sobą coś wspólnego? Mało tego, znali się wcześniej?
Mamo, dlaczego nic nie mówisz?
Oprzytomniała gwałtownie, słysząc dziecięcy głos Ralpha. Szedł obok niej, trzymając za rękę, i wpatrywał się tymi swoimi okrągłymi oczami dokładnie w jej twarz.
Przepraszam, zamyśliłam się.
A o czym myślałaś?
O wszystkim i o niczym. – Uśmiechnęła się, ale szybko spoważniała. – Ralph, powiedz mi, czy ty znasz tego Jima?
Tak. Przecież poznałem go na Wigilii – odparł z niewinnym uśmiechem, podskakując wesoło.
To zbiło Corinne z tropu tylko na moment.
A czy poznałeś go wcześniej?
Nie. Tylko wtedy, gdy o nim rozmawialiście.
Ależ kochanie, my o nim nie rozmawialiśmy, a na pewno nie przy tobie – oparła pewnie Corinne, mając nadzieję, że Ralph przyzna się wreszcie do kłamstwa.
Mamo, przysięgam, że tutaj, na ziemi, nie spotkałem go do tej pory. Zobaczyłem go dopiero wtedy wieczorem, na spacerze.
Mówił tak przekonująco... Poza tym, Corinne chciała wierzyć, że mały wcale jej nie okłamuje. Może po prostu oboje zapomnieli z Dantem o tej rozmowie? Może wspomnieli o tym mimochodem, nie zwracając na to uwagi, a akurat wtedy Raphael to usłyszał i zapamiętał?
Och, no dobrze. Nie jest ci zimno? – szybko zmieniła temat, gdyż nie miała już siły roztrząsać tego wszystkiego. Chyba po prostu musiała się z tym przespać.
Nie, nie jest. O, patrz, już jesteśmy w domu!
Przeszli przez ulicę pokrytą cienką warstwą śniegu, a potem weszli do środka, by móc szybko się ogrzać.
Idź się pobawić, a ja zrobię ci gorącej czekolady i przyrządzę coś do jedzenia, żeby tata nie był głody, kiedy wróci z pracy.
Ralph poszedł na górę do swojego pokoju, gdzie czekały na niego nowe zabawki, zakupione przez małżeństwo już jakiś czas temu. Corinne starała się nie myśleć o całej tej dziwnej sytuacji, którą dopiero zaczęła pojmować. Miała wrażenie, że przeoczyła coś ważnego, coś istotnego.
Dała Ralphowi czekoladę, przyrządziła kurczaka z warzywami; akurat skończyła robić obiad, gdy do domu wrócił Dante, wyjątkowo szczęśliwy i uśmiechnięty od ucha do ucha.
Dzień dobry, kochanie – przywitał żonę, całując ją w policzek.
Dzień dobry. Co się stało, że wracasz taki zadowolony?
Nie uwierzysz, co się stało! – prawie krzyknął Dante i nagle wziął Corinne na ręce. – Moja firma wychodzi na prostą!
Naprawdę? – ucieszyła się Corinne, gdy Dante postawił ją wreszcie na nogi.
Miałem spore zamówienie od jakiegoś gościa, który nazywał się Jim Jones czy jakoś tak. Zrobiliśmy mu jakieś pięćdziesiąt koni na biegunach. A wiesz, co jest w tym wszystkim najpiękniejsze? Że napisał w gazecie, że był niezwykle zadowolony z moich usług i że mnie poleca wszystkim szanującym się właścicielom sklepów z zabawkami! I wiesz co?
No nie wiem, nie wiem.
Dzisiaj miałem jakieś dwadzieścia telefonów od tych właśnie właścicieli! Rozumiesz to?! Zła passa się skończyła, wreszcie wychodzimy na prostą!
I znowu ją uniósł, całując po twarzy i włosach ze szczęścia.
Co się stało? – spytał Ralph, który nie wiadomo skąd znalazł się na dole, trzymając pusty kubek po czekoladzie.
Tatuś jest po prostu szczęśliwy! – zachichotała zarumieniona Corinne.
Dante wziął Ralpha na ręce, by mocno go uściskać.
Widzisz, synu, czasem tak jest, że los komuś sprzyja. Chyba jakieś niewidzialne anioły nad nami czuwają.
Ralph tylko pokiwał głową, głośno się śmiejąc.

Czuwają nad nami cały czas.

~*~
No, moi drodzy, za nami ostatnia retrospekcja. Teraz skupiamy się na teraźniejszości.
Do napisania, 
Wasza Elif

11 komentarzy:

  1. "[...] tutaj, na ziemi, nie spotkałem go do tej pory" - okeeej, ta wypowiedź jest dziwna ;__; to dziecko mnie przeraża, boję się go ;__;
    Umm, w sumie fajnie, że firma Dantego zaczyna sobie dobrze radzić, zawsze to jakieś pocieszenie w takiej dramatycznej sytuacji... no i miło, że Corinne odnalazła z Ralphem wspólny język, widać, że bardzo dobrze się dogadują. Ogółem dosyć ciekawie, a skoro kończą się retrospekcje, to akcja mam nadzieję nieco przyspieszy, chyba że po prostu rozdziały będą krótsze niż zazwyczaj. Czyta się szybko i przyjemnie ^^;;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. omg, zapomniałam dodać, że mam inną nazwę na bloggerze, tak po prostu dla jasności, żeby nie było, że gdzieś zniknęłam... Redbird z tej strony ;3

      Usuń
    2. Jej, a myślałam, że nikt nie zauważy tego zdania ;) no wiesz, zignoruje je.
      Akcja raczej nie będzie nie wiadomo jak szybka. To spokojna opowieść, bez szalonych akcji... Chociaż może jakiś element zaskoczenia się znajdzie :)
      Hah, domyśliłam się :)
      Dziękuję za komentarz ;)

      Usuń
  2. ciesze sie, ze Colinr zaczęła zastanawiac sie nad niezwykłością chłopca w sposob, na jaki oczekiwałam, ale dziwie sie Ttoche, ze chyba i tak postanowiła to olać. Ponadto nie słucha go zbyt wyraźnie, jak na przykład t zmiana o ziemi. Wlasnie,to,ze ten chłopiec nigdy nie kłamie, tez jest znamienne. Mowi w dziwny sposob, ale nigdy nie kłamie. To z pewnością jest interesujące. Co do Coline w ogole sie dziwie, ze ona jakos to przetrwała, serio jedno dziecko ale dwa? I jeszcze bfak jakiegokolwiek wsparcia? Jest niesamowita...zaparszam na zapiski-condawiramurs a, k jeszcze ma, dziwne wrażenie, ze ten dobroczyńca Jim to ten sam Jim, ktorego juz znamy,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie do końca postanowiła to "olać" - raczej doszła do wniosku, że to ona się pomyliła i zwyczajnie przestała naciskać na chłopca. No cóż, słucha go, ale nie słyszy. Jeśli rozumiesz, o co mi chodzi. Po prostu niezbyt doszukuje się jakiegoś ukrytego sensu w wypowiedziach Ralpha.
      Tak, Raphael nigdy nie kłamie.
      Ja również sądzę, że Corinne wiele przeszła i całkiem nieźle się trzyma, mimo ogromu tragedii, jaka ją spotkała.
      Hm, dobroczyńca Jim może być Jimem, którego już znamy, ale nie musi ;3
      Dziękuję za komentarz :)

      Usuń
  3. Na ziemi, na ziemi!
    Ach, juz chyba powoli zaczynam rozumieć co jak gdzie i z kim:-)
    Jejku, Rafi to takie urocze dziecko. Ze też te prawdziwe bachory nie mogą brać z niego przykladu. Albo nie. Ja juz się powtarzam.... Ale on jest taki cudowny.... :-D
    Nawet nie wiesz, jak się cieszę ze Dante wychodzi na prosta. Teraz musi być juz tylko lepiej. :-) a i ten Jim... :-) czyżby to ten Pan, który towarzyszył im podczas wigilii?
    No to ten, ja i moje rozbudowane komentarze pozdrawiają Cie ;-) :-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brawo, brawo :)
      No nie wiem, czy ktoś tu coś zrozumie za rozdział lub dwa, bo sama Elif się gubiła, nie tylko w tłumaczeniu, ale i akcji ;D
      Wiem, że jest cudowny <3
      Jim jak Jim, wiele osób ma tak na imię XD
      Dziękuję za komentarz i również pozdrawiam :)

      Usuń
  4. Nie będę udawać, że z pewną ulgą przyjęłam koniec tych retrospekcji, Elif. Twoje opowiadanie jest dosyć skomplikowane głownie ze względu na wątki dotyczące wiary, dlatego czasem można się było nieźle pogubić w tekście, zwłaszcza jeśli się miło dłuższą przerwę. A przyznam, że tym razem rozmaitych zawiłości było jeszcze więcej. Jeśli chodzi o tę ostatnią retrospekcję to bardzo zgrabnie udało Ci się doprowadzić wszystko do punktu, kiedy Corinne i Dante odwiedzają sierociniec panny Rosemary. Ich wcześniejsze takie, jak śmierć dwojga dzieci i oszustwo wspólnika również okazały się ładnym dopełnieniem dla całości. Oby teraźniejszość była dla nich łaskawa bardziej od przeszłości. Zresztą wszystko musi obrócić się na dobre, skoro strzegą ich dwa anioły w ludzkiej postaci. W istocie ponowne otwarcie fabryki to cud sprawiony przez tych niebiańskich posłańców. Jeśli chodzi o Raphaela mam jakieś mieszane uczucia. Co prawda darzę go sympatią, choć może nie przesadną, ale na tyle sporą, aby tolerować jego obecność. Nie wiem, natomiast czemu tak się dzieje, że kobiety, jeśli już piszą opowiadania obyczajowe, to występują w nich częściej mali chłopcy, niż małe dziewczyn? Czyżby działała tutaj zasada tak zwanej odwrotność? Kiedy zaczynałam pisać swoje pierwsze opowiadanie miałam dokładnie identyczną sytuację, bo też pisałam o małym chłopcu, choć nie był to bohater wymyślony przeze mnie. jak w twoim przypadku. A właśnie zajrzałam tutaj dzisiaj przy okazji, gdyż przygotowuję do do udostępnienia dla Czytelników swój własny autorski zbór opowiadań. Na razie zablokowałam dostęp, gdyż trwają prace techniczne , a do tego cały czas mam mnóstwo spraw na głowie zupełnie nie związanych blogosferą. Na szczęście nareszcie udało mi się ruszyć z pracami literackim i mam już nawet wstępny szkic historii o pewnej bardzo złej kobiecie. Być może, gdy następnym razem będę komentować uda mi się Ciebie zaprosić do oceny mojej twórczości. Cieszy mnie, że wena najwyraźniej dopisuje. Rozdziały ukazują się teraz regularnie, świetnie! Czy masz już jakieś plany, co będziesz pisać po zakończeniu Anielskich Szeptów? podobał mi się ten pomysł o dziewczynie, która mieszkała z dziadkiem, siostrą i rodzicami. Liczę na coś równie ciekawego. Chyba nie zakończysz pisania, nie znikniesz całkowicie prawda?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to koniec retrospekcji, który i ja przyjęłam z niemałą ulgą. Przyznam, że ciężko było pisać o tych wszystkich przytłaczających wydarzeniach i dobrze, że najtrudniejsze momenty w sumie są za mną.
      Hm, to chłopiec z prostej przyczyny - a pozwolisz, że wyjaśnię Ci to dokładnie pod koniec opowiadania, bo teraz zdradziłabym zakończenie.
      Tak, rozdziały będą ukazywać się teraz regularnie, bo skończyłam pisać opowiadanie, więc zostało mi jedynie sprawdzenie rozdziału i opublikowanie go.
      Nie, nie zamierzam kończyć pisać :) Jestem w trakcie tworzenia nowego opowiadania, które pewnie opublikuję zaraz po zakończeniu "Anielskich...".
      Dziękuję za opinię :)

      Usuń
  5. Rozdział przypadł mi do gustu!
    Nominowałam Cię do Liebster Blog Award:)
    http://blackperlage.blogspot.com/p/liebster-blog-award.html

    OdpowiedzUsuń
  6. Oni są aniołami, prawda Jim i Ralph? :)

    OdpowiedzUsuń