Corinne nawet nie przypuszczała, że kiedyś spotka
kogoś tak wspaniałego jak Dante. Do tej pory niespecjalnie interesowała się
chłopakami; owszem, jak każda nastolatka przeżyła kilka zauroczeń, jednak chyba
jeszcze nigdy nie miała miękkich kolan na widok jakiegokolwiek chłopaka.
A Dante? Dante był z pewnością wyjątkowy. Miły,
uprzejmy, sympatyczny.
Nie sądziła, że po pierwszej randce spotkają się
jeszcze raz. Ani że po drugiej będzie kolejna. W ogóle nie myślała, że z jakimś
mężczyzną wytrzyma dłużej niż tydzień. A jednak jakieś tam cuda się zdarzają.
Od śmierci taty nigdy nie była tak szczęśliwa. Chyba
do tej pory nie uśmiechała się tak często jak ostatnio ani nie wyczekiwała
żadnego chłopaka.
Widywali się niemal codziennie, przeznaczając cały
czas na długie rozmowy o wszystkim i o niczym. Powoli, bardzo powoli się
poznawali, stopniowo, kawałek po kawałeczku. Corinne zdumiewała delikatność
Dantego i to, że szanował ją i na nic nie naciskał. Nie wymagał tego, by od
razu zaczęli ze sobą chodzić. Pozwalał, by to wszystko toczyło się w
odpowiednim tempie, tak jak kiedyś wymarzyła sobie Corinne.
Dziewczyna chciała przeżyć swoją pierwszą miłość bez
pośpiechu i była niezmiernie wdzięczna Dantemu, że to uszanował.
Dante tak pochłonął jej myśli, że prawie nie
zauważyła, że skończył się czerwiec, a zaczął lipiec, i wreszcie mogła poszukać
jakiejś sezonowej pracy, przy okazji odpoczywając od nauki.
Niemal codziennie widywała się z Dantem, zazwyczaj w
„Caelum”. Dużo ze sobą rozmawiali, a Corinne była naprawdę szczęśliwa, bo
poznawała kogoś, kto był jej bardzo bliski i nie zrażały go jej nieśmiałość i
dosyć dziwaczne usposobienie.
Dziewczyna nie do końca rozumiała, jakim cudem po
dosyć krótkiej, bo zaledwie miesięcznej znajomości, między nią a Dantem
nawiązała się taka nić porozumienia. Aż dziwne, że rozmawiało się z nim niemal
tak swobodnie jak z Faith albo całkiem niedawno z tatą.
Dante jednak zrobił coś, czego Corinne nie zauważyła
od razu. Nauczył ją, jak cieszyć się z błahostek. Sprawił, że jej twarz coraz
częściej rozświetlał uśmiech. Corinne dopiero po pewnym czasie odkryła, ile
zrobił dla niej Dante, mimo że dopiero się poznawali.
Powoli, powolutku stawali się przyjaciółmi. Corinne
coraz bardziej zaczynała ufać mężczyźnie i czuła, że on również obdarzył ją
pewnym kredytem zaufania.
Uzupełniali się, mimo że żadne z nich nie odkryło
tego od razu. Dante sprawił, że Corinne wreszcie otworzyła się na świat.
Dziewczyna jednak nie pozostawała mu dłużna i namówiła go na rozmowę z
rodzicami. Dzięki niej Dante wreszcie zadzwonił do ojca i na umówionym
spotkaniu wyjaśnił wiele kwestii.
Oboje coraz bardziej się do siebie zbliżali.
Corinne w końcu zaprosiła Dantego do swojego
maleńkiego mieszkania. Do tej pory widywali się albo w „Caelum”, albo nad
brzegiem Derwentu, gdzie spotkali się po raz pierwszy.
Pragnęła wprowadzić go w swój świat, pełen tajemnic
i skarbów.
Gdy wreszcie usłyszała dzwonek do drzwi, poderwała
się do góry i niemal biegiem pokonała odległość dzielącą ją od drzwi. Na widok
Dantego jej twarz rozjaśnił promienny uśmiech. Mężczyzna trzymał w dłoni
butelkę czerwonego wina i herbacianą różę.
– Dzień dobry. – Wyszczerzył zęby w uśmiechu.
Corinne wpuściła go do środka.
– Mam dla ciebie niespodziankę – powiedziała. – Włóż
to.
I podała mu płaszcz przeciwdeszczowy.
Dante zmarszczył brwi, nic nie rozumiejąc.
– Przecież dzisiaj świeci słońce. Jest piękna
pogoda.
Corinne jedynie wywróciła oczami.
– Och, zaufaj mi trochę.
Dopiero wtedy Dante zauważył, że dziewczyna miała na
sobie stare ubrania, a na głowie czapeczkę zrobioną z gazety.
– Będziemy malować ci mieszkanie? – spytał z głupim
wyrazem twarzy.
Corinne jedynie zachichotała, kręcąc głową.
– Wkładaj to i chodź do mojego małego
królestwa.
Dante bez słowa narzucił na siebie płaszcz i
wreszcie rozejrzał się po pomieszczeniu. Stali w ciasnym korytarzyku, a do
kolejnych pokoi prowadziły cztery pary drzwi.
– Dwa pokoje, kuchnia i łazienka – wyjaśniła niemal
od razu Corinne, ciągnąc go w kierunku jednego z pomieszczeń.
Gdy dziewczyna pchnęła drzwi i Dante wreszcie
znalazł się w przestronnym pokoju, aż przystanął z wrażenia. Znalazł się w
pracowni Corinne, czyli wielkim salonie, gdzie znajdowały się płótna, na
których dziewczyna tworzyła swoje dzieła.
– To moje królestwo – szepnęła z szerokim uśmiechem
Corinne.
Stały tu dokładnie dwie sztalugi, a kilka obrazów
było opartych o ścianę. Dante zrozumiał, co planowała Corinne, dopiero wtedy,
gdy pokazała mu puste płótno i wyciągnęła kilka puszek z farbami.
– Ile ty masz tych zainteresowań i pasji? – spytał
zdziwiony Dante. – Piszesz, malujesz, rysujesz…
– Och, jeszcze wynalazłam popcorn i odkryłam nowy
pierwiastek. Nic nowego. – Wyszczerzyła zęby w uśmiechu Corinne.
Dante zauważył pewną zmianę w zachowaniu Corinne.
Dziewczyna coraz częściej się uśmiechała i najwyraźniej zapominała powoli o
troskach. Dante chciał, by przynajmniej na kilka chwil Corinne przestała myśleć
o śmierci ojca i pieniądzach, których powoli zaczynało jej brakować.
Musiał pomóc jej znaleźć pracę. Koniecznie.
– Pomożesz mi w kolejnym obrazie? – spytała Corinne,
otwierając pierwszą farbę.
– Jasne – odparł Dante, pocierając dłonie. – Gdzie
masz pędzel?
Corinne zachichotała uroczo.
– Jaki pędzel? A po co masz ręce?
I zanurzyła swoje delikatne dłonie w czerwonej
farbie.
Dante z dziwnym letargiem patrzył na Corinne, która
podeszła do czystego płótna i pomalowała jego kawałek szkarłatnymi dłońmi.
Pewnie stałby tak kilka długich minut, gapiąc się na płynne ruchy dziewczyny i jej
smukłą sylwetkę, jednak stanowczy głos Corinne sprowadził go na ziemię.
– A ty co tak stoisz? Przecież miałeś mi pomagać.
Dante zaśmiał się, słysząc stanowczość w głosie
kobiety. Zauważył kolejną rzecz: Corinne była przy nim śmielsza niż na początku
ich znajomości.
Dlatego z szerokim uśmiechem na twarzy otworzył
zieloną farbę, zanurzył w niej wielkie dłonie i odbił na płótnie kontur swojej
ręki.
– A może namalować serce? – zastanowiła się na głos
Corinne.
– Jasne, dlaczego nie. Wyglądałoby to na pewno
oryginalnie – przyznał Dante. – Możemy jeszcze pochlapać…
Przerwał, bo Corinne zaśmiała się głośno.
– Co? – spytał.
– Jaki zaangażowany – mruknęła z zalotnym uśmiechem…
I chlapnęła go czerwoną farbą w twarz.
Nie za bardzo wiedział, co bardziej go zdziwiło –
to, że Corinne nagle zrobiła taki śmiały krok, czy to, że już ułamek sekundy
później porwał ją do góry, plamiąc jej płaszcz zielonymi smugami farby.
Corinne zaśmiała się głośno, gdy jej nogi zawisły
nad ziemią. Silne ramiona Dantego oplotły ją w talii i nieśmiało zamknęły w
ciepłym uścisku. Corinne zesztywniała, Dante zresztą też. Oboje spojrzeli sobie
w oczy w tej samej chwili i nagle czas się zatrzymał, ich oddechy
przyspieszyły, a serca zabiły mocniej.
Dante pochylił się i bardzo delikatnie pocałował
Corinne. Zesztywniał, gdy jej długie palce zacisnęły się na jego torsie, a usta
łapczywie wpiły się w jego wargi.
Gdy wreszcie odsunęli się od siebie, twarz Corinne
oblała się szkarłatem. Oboje długo mierzyli się wzrokiem, stojąc w kompletnej
ciszy. Wreszcie Dante odchrząknął i spytał jak gdyby nigdy nic:
– To co? Kończymy ten obraz?
Corinne
uśmiechnęła się nagle. Lubiła wracać do tych starych, a mimo to bardzo
szczęśliwych wspomnień. Kiedy poznała Dantego? Wydawało jej się, że minęły
wieki, a tak naprawdę od tego pamiętnego dnia, w którym tajemniczy mężczyzna
zaczepił ją nad brzegiem Derwentu, minęło dokładnie dziesięć lat.
Dziewczyna
odłożyła album ze zdjęciami na półkę i usiadła na jasnej kanapie, chowając
twarz w dłoniach. Już miała dosyć tych kłótni i nieporozumień. Przecież oboje
się kochali; Corinne była gotowa wybaczyć Dantemu wszystko, byleby tylko
przestali się sprzeczać o takie błahostki.
Powinna go
przeprosić. Za wszystko. Nieważne, czy by jej wybaczył, czy nie, jednak może
wtedy przestałyby ją nawiedzać demony przeszłości. Corinne miała wrażenie, że te
nieszczęśliwe wspomnienia wysysały z niej chęć do życia i sprawiały, że była
coraz bardziej zmęczona tą sytuacją w domu.
Już miała zacząć
płakać, zastanawiając się nad swoim życiem, gdy nagle drzwi do domu otworzyły
się; to Dante wrócił ze spaceru.
Corinne miała
nadzieję, że wreszcie uda im się normalnie porozmawiać. Godzinę temu znowu dali
się ponieść emocjom i ich rozmowa skończyła się ostrą kłótnią, a Dante w końcu
nie wytrzymał napiętej atmosfery i wybiegł z domu. Co prawda wrócił, ale co,
jeśli dalej jest zły i nie ma ochoty na dalsze konwersacje?
Corinne wstała i
wyszła na korytarz. Dante jednak nie wyglądał na złego; wręcz przeciwnie –
czyżby był skruszony? Jego mina, postawa ciała i dziwny blask w oczach wyraźnie
na to wskazywały.
– Przepraszam –
nagle powiedział, wyciągając zza pleców ręce.
Corinne
wstrzymała oddech, gdy zobaczyła, że Dante daje jej… herbacianą różę.
Uśmiechnęła się
najpiękniej, jak potrafiła. I przy okazji uroczo oblała się szkarłatnym
rumieńcem.
– Och – jedynie
wykrztusiła.
W jednej chwili
zarzuciła ręce na szyję męża, całując go czule w policzek. Nie musiał
przepraszać, nie musiał jej nic dawać, nie musiał o nic prosić. Ona wybaczyła
mu już dawno; nie potrafiła się na niego gniewać, a przynajmniej nie długo.
No i Dante
trafił prosto w jej gust – przecież z herbacianą różą wiązało się tyle
wspomnień…
– Zachowywałem
się jak palant – powiedział wolno Dante, odsuwając się nieco od Corinne. –
Przemyślałem wszystko i zrozumiałem, że byłem skończonym kretynem. Proszę,
zaadoptujmy Raphaela.
Corinne przygryzła
wargę, nie mogąc uwierzyć w to, co usłyszała.
– Musimy zacząć
od nowa – szepnął stanowczo Dante, gładząc żonę po policzku. – Zasługujemy na
szczęście.
– A Raphael
pomoże nam je odnaleźć – uzupełniła Corinne, wtulając się w tors męża.
Czy uda się znaleźć przepis na szczęście?
*
No i jestem. Bałam się, że nie dodam rozdziału w terminie, bo miałam spore problemy z komputerem, ale jakoś się udało.
Wiem, że rozdział długością nie powala, ale... muszę się wziąć w garść i zacząć pisać teksty porządnej długości.
Następny pojawi się pewnie dopiero w styczniu. Ech, teraz mam masę nauki na konkurs z biologii, więc nie znajduję zbyt wiele czasu na pisanie, a prowadzę jeszcze dwa blogi...
No cóż, koniec marudzenia. Do napisania.
klepiemy podium? :)
OdpowiedzUsuńProszę bardzo ;p
UsuńI gratuluję xd
to wspomnienie było genialne. nie spodziewałam się po Cori, że jest taką artystką. ale to w sumie mogło by w jakimś stopniu wyjaśnić jej nieśmiałość i delikatność na samym początku.. :) to bardzo fajne, że tak się uzupełniali, jedno pomagało drugiemu.
Usuńwłaśnie tak to powinno teraz wyglądać. może i jestem staroświecka, ale denerwuje mnie współczesny model poznania się ludzi(oczywiście nie wszystkich). krótkie poznanie, kilka drinków i kopulacja.
dobrze, że Dante zrozumiał swój błąd i pierwszy przeprosił Cori. bo w wybaczaniu nie chodzi o to, że ja ci wybaczę, bo jestem mądrzejszy nie. do całkowitego przebaczenia trzeba dojrzeć.
Patrz, nie zapomniałam, że coś dodałaś. Ciesz się, raduj, Redbird zabiera się za pisanie komentarza.
OdpowiedzUsuńNa samym końcu tekstu jest dwa razy słowo "szczęście"... I to się tak niefajnie powtarza... ;_; Tak niefajnie, noo.
Ogóle rozdział nawet nawet, chociaż bardzo pociągających rzeczy nie było. Retrospekcja pierwszy raz mi się tak bardzo spodobała, ciesz się. Dalsza część też niczego sobie.
No i czytając to, miałam dziwne wrażenie, że gdzieś cały czas wkrada się jakieś powtórzenie, mimo że nic takiego nie było. Może to ja już jestem przewrażliwiona na tym punkcie? ;_;
Dante Głaz nareszcie pokazał uczucia! Awansujesz, Dante. Oby tak dalej!
I czy aby "nie długo" nie powinno pisać się łącznie? ("nie potrafiła się na niego gniewać, a przynajmniej nie długo") Przymiotniki + nie to raczej razem... Nie wiem, oświeć mnie. Internety mówio, że powinno być "niedługo" zamiast "nie długo", ale Internety to Internety.
To powtórzenie na końcu to zabieg celowy ;*
UsuńMnie też się ciągle wydaje, że widzę powtórzenia, mimo że wcale takowych nie ma. Nie cierpisz na to tylko ty XD
W powyższym przypadku nie długo oddzielnie. Taka sama zasada jak w przypadku imiesłowów przymiotnikowych - te umownie pisze się razem z "nie", ale w kilku wypadkach można napisać je oddzielnie. Tak jest, chyba że moim starym już słowniku coś jest źle napisane. Nie szukaj w internetach, tylko słownikach.
I cieszę się, że wreszcie ci się spodobało. Wiem, że szału nie ma, ale nie jestem wybitna w pisaniu romansów ("Spadające marzenia" to mój taki mały eksperyment ;D).
Wow, i twój komentarz jest wyjątkowo długi. Dostaniesz za to ode mnie cukierki <3
Wchodzę dzisiaj na twojego bloga, a rozdział już dawno dodany. Ale jestem. Lepiej późno niż wcale.
OdpowiedzUsuńMówiłam ci, że bardzo lubię pisane przez ciebie retrospekcje? To chyba one najbardziej mi się podobają w całym opowiadaniu. Tak jest i w tym rozdziale. Oczywiście cieszę się też, że Corinne i Dante się pogodzili i zaadoptuja Raphaela.
Bardzo, bardzo mi sie spodobalo ;) Oczekuję kolejnego rozdziału :3 ~CzLudzki
OdpowiedzUsuńUhm, dzisiaj Wigilia, a ja dopiero tu dotarłam. Po raz kolejny mnie zaskoczyłaś, więc nie będę się rozpisywać, bo muszę ochłonąć! Biedna Corinne, czyżby zostały jej tylko wspomnienia. a może to początek, czegoś nowego? Dante wygląda na pojętnego ucznia. Oby te róże stały się znamiennym symbolem odrodzenia ich miłości. Oczywiście czekam na kolejny rozdział. Jesteś bardzo tajemniczą Autorką... Przy okazji zajrzysz do mnie? Stworzyłam dzisiaj pewną świąteczną niespodziankę. Zapraszam do lektury.
OdpowiedzUsuńhttp://opowiadania-mandragory.blogspot.com/2013/12/z-cyklu-sempe-i-goscinny-przedstawaja.html
No! Jak obiecałam tak zadomowiłam się i tu. Choć muszę przyznać, że stanowczo wybieram Tam gdzie spadają marzenia.
OdpowiedzUsuńAle muszę zgodzić się z poprzedniczką - Jesteś bardzo tajemniczą Autorką. Już wydaje się, że coś będzie oczywiste, a tu... chochlik :) To chyba właśnie to jest takie... mega? Cóż za beznadziejne określenie użyłam. Co do Anielskich Szeptów (w końcu to temat bloga, więc coś trzeba napisać) podoba mi się, ale jako książka nie zajmie pierwszego miejsca. Nie do końca moje klimaty :)
Przy okazji: Przeszłaś olimpiadę z biologii? Jak tak to Gratuluję :*
Też się teraz muszę wkuwać tylko, że do Historycznej :P
Jejku, tak dawno czytałam, że nie za wiele pamiętam. Musisz mi wybaczyć ;/ Ale postaram się jak najwięcej ująć w komentarzu :)
OdpowiedzUsuńJak już mówiłam, lubię Dantego. Dobre skojarzenia tylko i wyłącznie mi pomagają w tym wszystkim. Wiesz co widzę? Zgodność dusz. Tak, jakby Dante i Corinne byli sobie od samego początku przeznaczeni. Doskonale się rozumieli, co do tego nie ma wątpliwości. Może to właśnie były te prawdziwe dwie połówki, które rozdzielono? Przynajmniej takie wnioski wysnuwam po tych kilku rozdziałach, które dane mi było przeczytać :)
I oczywiście pojawiły się retrospekcje, a one są dla mnie czymś, co można porównać z powietrzem! Sama ich za dużo nie piszę, ale jak u kogoś zobaczę, to oczywiście doceniam. A u Ciebie pojawiają się dość często, więc jeszcze lepiej mi się czyta :) (pomijając, że po prostu masz ładny, prosty i przyjemny styl)
I na samym końcu w końcu mamy ocieplenie się stosunków między małżeństwem. Mam nadzieję, że jednak dojdzie do adopcji Raphaela, a Corinne z Dantem będą szczęśliwi już do końca. Ale jak to bywa w opowiadaniach, podejrzewam, że zaserwujesz im jeszcze jakieś problemy :)
Na ten czas żegnam się z Tobą i czekam na kolejny rozdział ;)
Już od jakiegoś czasu chciałam przeczytać to opowiadanie, ale w ostatnich miesiącach miałam zbyt napchany terminarz, by w ogóle wchodzić na jakieś blogi, a w przerwie świątecznej nie zdążyłam.
OdpowiedzUsuńW każdym razie tekst bardzo przypadł mi do gustu. Na początku spodziewałam się nieco więcej fantastyki, ale po zapoznaniu się z tymi pięcioma rozdziałami, muszę stwierdzić, że tak bardziej mi się podoba.
Masz lekki styl i tekst czyta się szybko i przyjemnie. Nie zauważyłam błędów, co u mnie bardzo plusuje, bo one zwykle wyprowadzają mnie z równowagi rozpraszają w czytaniu.
Najbardziej podoba mi się to, że przeplatasz ze sobą fragmenty z przeszłości i teraźniejszości, co pozwala lepiej poznać bohaterów. A w ogóle, to zawsze bardzo lubiłam wszelkie retrospekcje.
I nadal nie potrafię zdecydować się, którego z głównych bohaterów lubię bardziej, bo zarówno Corinne jak i Dante mnie oczarowali i o każdym z nich czyta mi się z równą przyjemnością i zainteresowaniem.
Intrygująco wygląda także kwestia Raphaela. Już samo jego imię zawiązujące do archanioła Rafała i coś mi się wydaje, że nie będzie on takim zwyczajnym chłopcem. Zastanawiam się, czy rzeczywiście pozwoli odnaleźć szczęście Corinne i Dante.
Przy okazji zapraszam do siebie na: http://sprawa-oskara.blogspot.com
Pozdrawiam :)
Piękny rozdział :) Corinne i Dante oficjalnie zostają moim OTP :D jak dobrze że nie muszę czekać na nowy rozdział bo to one czekają na mnie :3 idę dalej pochłaniać tą piękną twórczość (:
OdpowiedzUsuńWidać, że Corinne podkłada wielką nadzieję w Ralphealu, tylko coś jest w tym dziecku, coś dziwnego.
OdpowiedzUsuń