Lekarze uznali narodziny Jasona za najprawdziwszy
medyczny cud. Przy zagrożonej ciąży ryzyko jakiejkolwiek choroby dziecka jest
bardzo wysokie, dlatego wiele osób było naprawdę zdziwionych, że chłopiec nie
cierpiał na żadne schorzenie, a Corinne nie miała żadnych powikłań poporodowych.
Kobieta bardzo szybko wróciła do siebie i już po
tygodniu wszyscy troje wreszcie mieszkali razem w swoim nowym domu.
Przez pierwsze miesiące znowu czuli smak
niesłychanego szczęścia. Owszem, małżeństwo martwiło się tym, że nie będą mogli
mieć więcej dzieci, bo kolejna ciąża dla Corinne mogłaby okazać się wręcz
wyrokiem śmierci, dlatego starali się zapewnić synkowi jak najpiękniejsze
dzieciństwo.
Dante dużo pracował; jego firma szybko się
rozwijała, a kolejne sklepy chciały zawrzeć z nim umowę. Corinne z tego powodu
rzuciła pracę, by móc zająć się Jasonem.
Oboje byli pochłonięci swym ogromnym szczęściem w
postaci wymarzonego synka. Zwłaszcza Corinne, która odznaczała się swoją
wrażliwością i emocjonalnością, pilnowała, by dziecku nigdy niczego nie
brakowało. Wychowanie Jasona zabrało całą jej uwagę; starała się nie myśleć o
tym jednym problemie – nie powinna zachodzić w kolejną ciążę.
Kobieta marzyła o dużej rodzinie; kiedyś zaplanowała
sobie, że będzie miała przynajmniej trójkę dzieci. Szkoda, że los tak okrutnie
z niej zakpił, bo prawdziwym cudem udało jej się donosić tę jedną ciążę.
Żałowała i winiła się za wszystko, dlatego też pragnęła, by Jason i Dante byli
szczęśliwi. Co prawda nie byli olbrzymią rodziną, ale najważniejsze, że bardzo
się kochali.
Z perspektywy czasu można by dojść do wniosku, że
Corinne była książkowym przykładem nadopiekuńczej rodzicielki. Może nie
trzymała dziecka pod kloszem, ale spędzała z Jasonem czas w każdej wolnej
chwili.
Chłopiec dorastał, a jego rodzice byli naprawdę
dumni i szczęśliwi, że mają pod dachem taki skarb.
Jason był grzecznym dzieckiem; nie sprawiał żadnych
problemów. Rzadko też chorował, czemu bardzo dziwili się lekarze – w końcu Corinne
z trudem donosiła ciążę i istniało spore ryzyko, że chłopiec może mieć
osłabioną odporność.
Wychowywanie dziecka było męczące i z pewnością
trudne, ale Corinne i Dante bardzo starali się, by mały Jason był grzecznym,
kulturalnym chłopcem.
Mnóstwo czasu spędzali w pobliskim parku, gdzie
Dante ganiał się z malcem po trawniku, a Corinne siadywała z synem na huśtawce
i czytała mu różne książki. Z radością odkryła, że Jason – tak jak i ona – ma pociąg
do literatury, więc żywiła nadzieję, że gdy chłopiec nieco podrośnie, będzie
mogła dzielić z nim swoje hobby.
Mijały kolejne tygodnie, miesiące i lata, a Jason
rozwijał się bez żadnych problemów. Owszem, był pod stałą opieką lekarza,
jednak wszystkie badania miał w normie. Z krzyczącego bobasa wyrósł na
pięcioletniego blondyna bez dwóch zębów, za to z mnóstwem pomysłów w głowie.
Corinne z radością zaobserwowała, że synek jest nie
tylko kreatywny, ale i utalentowany. Może też kiedyś zechce zostać artystą jak
mama? Mógłby malować wspaniałe arcydzieła, pisywać świetnie sprzedające się
powieści albo chociażby rzeźbić.
Małżeństwo miało nadzieję, że gdy Jason dorośnie,
spełni swoje marzenia, a oni nie będą go ograniczać. Chcieli tylko jego
szczęścia, bo w końcu oni swoje już dostali.
Gdy chłopiec skończył sześć lat, postanowili sprawić
mu urodzinową niespodziankę. Dlatego też Dante przez kilka dni wraz z kolegą z
firmy konstruował zabawkę z prawdziwego drewna. Był to koń na biegunach.
Szkoda, że tylko Corinne i Dante widzieli radość w
oczach Jasona, gdy malec rozpakował prezent. Ten błysk w oku, szeroki, trochę
szczerbaty uśmiech i niekończące się uściski…
– Dziękuję, dziękuję, dziękuję – powtarzał piskliwym
jeszcze głosem Jason przez kilka długich chwil, nie wiedząc, czy dalej ściskać
ze szczęścia raz mamę, a raz tatę, czy może usiąść już na siodle i udawać
kowboja.
Czy mogłoby być coś piękniejszego niż prawdziwe
szczęście wymalowane na twarzy jedynego dziecka? Corinne i Dante mieli
wrażenie, że Jason zaraz pofrunie na skrzydłach do nieba z tej radości.
Kto by pomyślał, że zwykła zabawka może tak
uszczęśliwić małe dziecko…?
Kolejne sekundy,
minuty i godziny leciały jak szalone; z każdą kolejną chwilą spędzoną z Ralphem
Corinne odnosiła wrażenie, że czas przepływa jej między palcami, przez co ma go
coraz mniej na zabawę z chłopcem.
Dlatego też
większość czasu razem spacerowali po parku, jedli lody i zwiedzali ciekawsze
części Derby. Oczywiście nie obyło się bez wycieczki nad Derwent, gdzie Corinne
i Dante wspominali swoje pierwsze spotkanie.
Jednak czas
szybko płynął i nim cała trójka zdążyła się obejrzeć, zostały tylko dwa dni do
wyjazdu Raphaela do domu dziecka.
Corinne
postanowiła, że ze względu na krótki okres wizyty chłopca w ich domu powinna
jak najlepiej zaplanować resztę czasu. Dlatego też poprosiła Dantego, by zabrał
malca do swojej firmy i pokazał mu miejsce swojej pracy. Miała nadzieję, że ta
wycieczka chociaż trochę zbliży do siebie Ralpha i jej męża.
Corinne dalej
nie mogła zrozumieć, dlaczego Dante tak bardzo nie lubi chłopca. Próbowała z
nim kilka razy o tym porozmawiać, ale ten udawał, że jej nie słyszy,
ewentualnie zmieniał gwałtownie temat.
Kobieta
domyślała się, że może nie jest jeszcze gotowy. Czy chodziło o to, że Ralph nie
jest jego biologicznym synem?
Martwiło ją zachowanie
męża. Przecież to właśnie z jej winy nie mogli mieć dzieci, więc to na niej
Dante powinien odreagowywać swoje frustracje, a nie na Raphaelu. Chłopiec nie
zrobił nic złego, a wręcz przeciwnie – dzięki niemu Corinne poczuła się znowu
szczęśliwa.
Mając nadzieję,
że Dante jakoś zmieni stosunek do Ralpha, postanowiła wysłać „swoich mężczyzn”,
jak nazywała ich w myślach, do pracy męża. Może tam Dante dostrzeże urok malca
i wreszcie przestanie być taki zacięty?
Oczywiście z
troski o Ralpha zrobiła kilkanaście kanapek, zaparzyła ciepłej herbaty, którą
potem przelała do termosu, ubrała ciepło chłopca i kilka minut prosiła Dantego,
by był jak najmilszy dla Raphaela. Bała się, że mąż może być nieco opryskliwy,
a przecież Ralph to jeszcze ośmioletnie dziecko, które niczemu nie było winne.
Miała jednak
szczerą nadzieję, że obaj znajdą wspólny język.
– Dante, błagam,
postaraj się – poprosiła raz jeszcze, całując męża na pożegnanie.
Dante pokiwał
głową i bez słowa zaprowadził Raphaela do samochodu. Odjeżdżając, pomachał
Corinne na pożegnanie.
Przez pierwsze
kilka minut w aucie panowała nieznośna cisza. W głębi duszy Dante miał
nadzieję, że chłopiec podejmie jakiś temat, ale Ralph milczał jak zaklęty,
podziwiając krajobraz za szybą.
– Może włączyć
muzykę? – zaproponował w końcu i nie czekając na odpowiedź, nastawił radio na
swoją ulubioną stację.
I znowu ta
przeklęta cisza. Dante nieco się zestresował, przez co zacisnął mocniej palce
na kierownicy. Zauważył z żalem, że przy Corinne Raphael jest bardziej śmiały i
otwarty; przy nim bywał raczej zamknięty. Może go wystraszył?
A może Corinne
miała rację? Co, jeśli naprawdę był oschły na chłopca? Nie chciał tego, mimo że
nie szalał za Ralphem jak jego żona. Owszem, polubił swojego przyszłego syna,
jednak potrzebował trochę czasu, by zaakceptować całą tę sytuację.
Jeszcze kilka
miesięcy temu było zupełnie inaczej. Mieszkał sam z żoną, i mimo że planowali
adopcję, to zazwyczaj wszelkie konwersacje kończyły się fiaskiem. Gdy jednak
pojechali do tego domu dziecka, gdy Corinne zauroczyła się Raphaelem, to on…
wymiękł.
Nie lubił
gwałtownych zmian. Gryzło go jeszcze to, że Ralph nie był jego własnym synem.
Pragnął mieć własne dziecko, ale wiedział, że w tej sytuacji to niemożliwe.
Corinne nie powinna zachodzić w ciążę ze względu na to, że mogłaby jej nie
donosić.
Doskonale
pamiętał ciężkie chwile, gdy jeszcze jego żona spodziewała się pierwszego
dziecka. Do dzisiaj ściskało go w żołądku na myśl, że mógłby stracić swoją
ukochaną. Obiecał sobie, że nie zaryzykuje już nigdy zdrowia Corinne, więc to
dlatego postanowili, że spróbują zaadoptować dziecko.
I akurat padło
na Ralpha, który siedział w niedawno zakupionym foteliku obok Dantego.
Mężczyzna co chwilę zerkał na chłopca, który wciąż bez słowa wpatrywał się w
pola rozciągające się za szybą.
– Co lubisz
robić?
Aż szerzej
otworzył oczy ze zdziwienia. W ogóle nie miał zamiaru otwierać ust, a tutaj
podejmuje rozmowę. Cudownie.
– Czytam książki
– odparł chłopiec, odwracając się wreszcie od szyby. – Interesuję się przyrodą.
I obserwuję ptaki.
– A masz własną
lornetkę?
– Niestety, ale
nie. Kiedyś sobie taką kupię, ale jak już będę dorosły i zarobię dużo
pieniędzy. Teraz tylko zastanawiam się, kim chciałbym być w przyszłości.
– I do czego
doszedłeś? – zapytał z uśmiechem Dante.
– Jeszcze do
niczego, ale w przyszłości chciałbym być taki jak ty.
Dante uniósł
brwi w geście zdumienia. Nigdy nie sądził, że mógłby zostać czyimś wzorem do
naśladowania, jednak gdy usłyszał słowa chłopca, zrobiło mu się cieplej na sercu.
– Dlaczego? –
spytał zdławionym głosem.
– Bo po prostu
cię kocham, tato.
Dante
momentalnie zbladł. Serce zabiło mu mocno niczym dzwon, a niebo runęło na
głowę. Przez plecy przeszły mu ciarki, a na rękach pojawiła się gęsia skórka.
Musiał powstrzymać się przed gwałtownym naciśnięciu hamulca.
Tak dawno nie
słyszał tego słowa. Tato.
Boże, to tak
pięknie brzmiało w ustach Raphaela.
– Poza tym,
zobacz – dodał z szerokim uśmiechem Ralph – masz ładną kobietę, dom i pracę. W
dodatku mama mówiła mi, że jesteś dżentelmenem, a ja chciałbym, by kobiety
reagowały na mnie w przyszłości tak jak teraz na ciebie ze względu na szarmanckość.
Dante parsknął
śmiechem. Raphael na szczęście rozładował napiętą atmosferę.
– A mogę do
ciebie mówić tato? – nagle spytał Ralph, jakby się przejął, że źle postąpił
kilka chwil temu, nazywając Dantego ojcem.
– Jasne – odparł
ciepło mężczyzna, mierzwiąc jedną ręką włosy swojego przybranego syna.
Nagle ucieszył
się, że niedługo Raphael ma zostać jego synem. Może nie biologicznym, ale
jednak synem. I poczuł dumę zalewającą jego serce, gdy pomyślał, że już za
kilka tygodni będzie nazywać tego blondynka własnym
dzieckiem.
Odkrył, że
Corinne miała rację – niepotrzebnie z takim dystansem podchodził do całej tej
adopcji. Był oschły, nieprzyjemny, a przecież Raphael to naprawdę niesamowite dziecko. Jego żona posiadała pewne wyczucie i wrażliwość, której jemu
brakowało. Chyba tylko dlatego nie od razu zaakceptował Ralpha, a na siłę
starał się znaleźć byle jaki powód do zmiany decyzji w sprawie adopcji.
Przez resztę
drogi jechali w milczeniu, bo Dante ciągle rozmyślał o całej tej krótkiej, ale
niezwykłej konwersacji z malcem.
Nazwał go tatą. To takie krótkie, a jednocześnie
piękne słowo, którego nie słyszał już wiele lat. Zapomniał, jak cudownie brzmi
w ustach dziecka. Dobrze, że Raphael przypomniał mu ten specyficzny rodzaj
radości.
Owszem, chłopiec
nie był jego biologicznym synem, ale czy z tego powodu zasługiwał na mniejszą
ilość miłości niż Jason? Był niewinnym, pokrzywdzonym dzieckiem. Do tej pory mężczyzna
się nad tym nie zastanawiał, ale przecież Ralph wychowywał się w domu dziecka.
Kiedyś ktoś zranił go równie mocno jak Dantego i Corinne, zostawiając bez słowa
wyjaśnienia. Raphael pragnął i szukał odrobiny miłości, którą to właśnie
małżeństwo mogło mu zapewnić.
Dante obiecał
sobie, że naprawi wszystko. Chyba i on wreszcie pokochał chłopca, mimo że
zeszło się z tym znacznie dłużej niż w przypadku Corinne. Ale to nic, nie
wszystko stracone, pocieszył się w myśli. Mają przed sobą jeszcze wiele lat. Zdąży
wynagrodzić te krzywdy wyrządzone żonie i, jakby nie patrzeć, chłopcu.
Po prostu się zmieni.
Dante zaparkował
samochód pod niezbyt okazałym budynkiem. Rosło tu niewiele nagich drzew; jedyną
zaletą ponurego miejsca była cisza, gdyż fabryka zabawek znajdowała się z dala
od zatłoczonego centrum miasta.
Obaj szybko
wyskoczyli z samochodu i biegiem przemierzyli odległość dzielącą ich od drzwi. Nie
chcieli zbyt przemoknąć, bo ulewa trwała w najlepsze i wcale nie zapowiadało
się na to, by przez najbliższe kilka godzin pogoda uległa jakiejkolwiek
zmianie.
W pomieszczeniu
pachniało drewnem i wilgocią. Dzisiaj w fabryce był tylko Chris, pracownik Dantego,
który i tak już zbierał się do domu. Chłopak przywitał się z szefem, podał rękę
małemu Ralphowi, krótko opisał, co udało mu się dzisiaj zrobić, po czym wyszedł
bez pożegnania.
Dante zapalił światła
i powiesił kurtkę na wieszaku. Raphael rozejrzał się po wnętrzu, a jego wzrok
przesuwał się po nieczynnych już maszynach, walających się po podłodze wiórach
i drobinkach kurzu tańczących w powietrzu.
– Nic
specjalnego. – Dante wzruszył ramionami.
Dostrzegł błysk
w oku Ralpha, który podszedł do stojącego w kącie drewnianego pajaca. Dantemu przypomniał
się Jason i jego szeroki uśmiech, gdy dostał konia na biegunach…
Zignorował łzy
napływające do oczu – od zawsze uważał, że mężczyzna powinien być silny, a
niekoniecznie musi okazywać swoje emocje. Płacz był dla słabych, ewentualnie
dla kobiet, ale i to niekoniecznie tolerował, bo nigdy nie wiedział, jak można
taką dziewczynę pocieszyć.
– Dlaczego tu
jest tak mało zabawek?
– Bo nie
współpracujemy z dużą liczbą sklepów – przyznał z goryczą w głosie Dante.
– Dlaczego? – Raphael
podszedł do figurki anioła, która stała na jednym z drewnianych biurek.
– Och… –
westchnął jedynie Dante. Jak można zniechęcić małego chłopca do zadawania
niezręcznych pytań? – Po prostu nie produkujemy już tak dobrych i oryginalnych
zabawek jak inne firmy.
– To co robicie,
skoro jest to takie złe i… nieoryginalne?
– W sumie nic
wielkiego. Głównie takie pajacyki, bo nic innego już od nas nie chcą.
– Mała
różnorodność – stwierdził iście naukowym tonem Ralph.
W swoich
drobnych rączkach cały czas obracał drewnianą figurkę, przypatrując się jej
uważnie.
– Kto ją zrobił?
– Ja sam, dawno
temu.
– Dla kogo?
Dante poczuł,
jak na jego szyi mocno zaciska się niewidzialna dłoń. Rzadko się wzruszał,
jednak tym razem…
– Miałem ją dać
swojemu synowi.
– Dlaczego tego
nie zrobiłeś?
Dante wziął
głęboki oddech i otarł szybko łzę spływającą mu po twarzy. Nawet nie zauważył,
kiedy pozwolił emocjom wziąć górę nad zdrowym rozsądkiem.
– Po prostu nie
zdążyłem.
Dante odwrócił
się od chłopca, który kulturalnie udał, że nie widzi, jak jego nowy tata walczy
z falami bolesnych wspomnień. Nie chciał sprawiać mężczyźnie przykrości, jednak
czasem trzeba stawić czoło przeszłości.
– A zrobiłbyś
coś dla mnie? – spytał nagle Ralph, gdy Dante wreszcie jako tako się uspokoił.
– Jasne – odparł
zdławionym głosem. – O czym marzysz?
– O dwóch
rzeczach.
– Jakich?
– Chciałbym,
żebyś zrobił tylko dla mnie drewnianego konia na biegunach.
Dante odniósł
wrażenie, że jakiś cichy głosik w jego głowie zaczyna kpiąco się z niego śmiać.
To chyba jakiś okrutny, być może niezamierzony żart ze strony Ralpha. A jednak
nie, chłopiec patrzył na niego z taką dziecięcą niewinnością, że po prostu to
musiał być przykry zbieg okoliczności.
– Jasne – odparł
cicho Dante. – Obiecuję, że zrobię dla ciebie konia na biegunach. A ta druga
rzecz?
Naprawdę się
bał, że chłopiec znowu nieprzyjemnie go zaskoczy, ale zdziwił się, gdy Ralph odpowiedział
na pytanie pytaniem:
– A ty co zawsze
chciałeś zrobić?
Dante zastanowił
się przez chwilę.
– Marzę, by spędzić
trochę czasu w wesołym miasteczku, no wiesz, ty, ja i Corinne, bo nie było do
tej pory żadnej okazji… A dlaczego pytasz?
– Tak jakoś… –
mruknął chłopiec, spuszczając wzrok. – Jeśli uraziłem cię tym koniem, to
przepraszam… Nie chciałem.
Aż tak było to
po nim widać? Nie, to niedorzeczne, Raphael jest zbyt mały, by tak dobrze
odgadywać, co Dante miał na myśli. Mężczyzna zmrużył oczy i zmierzył małego
badawczym spojrzeniem.
Odniósł dziwne
wrażenie, że ten niepozorny blondynek wie znacznie więcej, niż wraz z Corinne mogliby
przypuszczać.
W końcu każdy z nas ma jakieś tajemnice.
~*~
Już po egzaminach ;3. Oczywiście zawaliłam historię, do której nie czuję jakiejś szczególnej mięty, ale pocieszam się językiem polskim (całkiem możliwe 100% ;D), angielskim (cały jeden błąd) i częścią matematyczno-przyrodniczą, z której - na szczęście - byłam zwolniona.
Mam wrażenie, że niezbyt udał mi się ten rozdział. Co prawda nie jest zły, ale jednak... Niektóre zdania są pisane jakby na siłę, chociaż efekt nie jest aż tak straszny. Ocenę zostawiam Wam.
Do napisania :)
Podobał mi się ten rozdział (jakby to było coś nowego). Co prawda dalej nie wiem dokładnie co stało się Jasonowi, ale cieszę się za to, że Dante zmienił swój stosunek do Ralpha. A kiedy chłopiec powiedział: tato to było takie... słodkie. Kurcze, Ralph jest naprawdę niezwykły. Czasem zachowuje się jak typowe dziecko, mówi jak dziecko, a czasem sposób w jaki się wyraża jest trochę "za dorosły", ale to mi w sumie nie przeszkadza. Wiesz co sobie pomyślałam jak chłopiec poprosił o konia na biegunach? Do głowy przyszło mi, że to może być tak jakby nowe wcielenie Jasona. W sensie, że umarł i narodził się na nowo jako Ralph, ale ma wspomnienia z poprzedniego życia. Dziwna teoria, no nie?
OdpowiedzUsuńNo, ale nie ważne. Rozdział świetny i z niecierpliwością czekam na wyjaśnienie co się w końcu stało z Jasonem.
Pozdrawiam.
No cóż, wyjaśnienie już niedługo ;3 W końcu nie mogę wiecznie trzymać w niepewności ;D
UsuńSzczerze powiedziawszy, przy niektórych scenach w tym rozdziale się po prostu wzruszyłam. Ja, stara ciotka Elif, która ryczała tylko na "Igrzyskach śmierci". Chyba potrzebuję trochę dystansu do swojej twórczości ;D
Nie, nie, żadne wcielenie. Ot, zwykły zbieg okoliczności.
Dziękuję za komentarz ;)
Corinne i Dante naprawdę mieli szczęście, że ich syn nie urodził się z żadnymi wadami. Ale rzeczywiście, nawet, jeśli to jest bardzo, bardzo rzadkie, to takie rzeczy się zdarzają. i wówczas ma się przeogromne szczęście. Taki los spotkał także ich. Tylko, że teraz już naprawdę nic nie wiem. Skoro wykluczyłaś jakiekolwiek choroby, które mógłby teoretycznie mieć Jason, to jestem w czarnej dziurze. Nie mam pojęcia, co mu się stało. pozostało jedynie myśleć, że to mogło naprawdę być niedopilnowanie ze strony kobiety.
OdpowiedzUsuńNie wiem czemu, ale czytając, co mówi Raphael, miałam dwa odmienne odczucia. Zacznę od tego lepszego. Otóż tak sobie pomyślałam, że może Ralph to kolejne wcielenie Jasona. Chce tego samego, co on, w ogóle jest taki sam jak on. A przynajmniej tak mogę przypuszczać, bo zbyt wiele o Jasonie nie wiemy. Jednakże obaj byli grzecznymi dziećmi i teraz nasz aniołem chce, aby Dante zrobił dla niego bujanego konia. Może to naprawdę jest jakaś wskazówka od Boga? Jakbym miała wybierać, na kogo Raphael ma mieć większy wpływ, bez wątpienia postawiłabym na Dantego. to do niego ten chłopczyk musi przemówić i tak naprawdę to Dantego musi zmienić. Musi sprawić, że mężczyzna zacznie wierzyć w Boga, w którego już dawno stracił wiarę.
Drugą rzeczą, którą pomyślałam, jest coś z goła innego. Czytając wypowiedzi tego chłopca mam mieszane uczucia. Mam po prostu takie uczucie, że to naprawdę niemożliwe, aby mały chłopiec był aż tak mądry. On wydaje się wręcz nienaturalny, jakby nie z tego świata. W sumie nie wiem, czy to dobrze, czy źle. nie potrafię tego określić. Bo z jednej strony taka mądrość rzeczywiście mu się chwali, ale z drugiej sprawia, że - przynajmniej w moich oczach - staje się on zbyt idealnym, wręcz niemożliwym do bycia prawdziwym. O ile jestem w stanie zrozumieć prawdziwą mądrość dziecka, o tyle jego sposób wyrażanie się... Jest w tym zbyt mało dziecinnej niewinności i niewiedzy. Mam wrażenie, że chłopiec tak naprawdę wie o świecie wszystko, a pyta jedynie po to, aby jakoś nawiązać konwersację z dorosłymi. nie wiem, może to jakieś przewidzenia, ale tak mi się wydaje.
Nie mniej jednak podoba mi się Raphael. Ma świetny charakter i z pewnością będzie nie tylko niesamowitym dzieckiem, ale i wspaniałym człowiekiem, kiedy dorośnie. Jeszcze takie pytanie, bo jak czytam, to próbuję sobie wyobrazić poszczególnych bohaterów. Raphael jest rudym chłopcem, prawda? Tak mi się wydaje, że zapamiętałam z poprzednich rozdziałów. :)
Raphael jest blondynem, co jest napisane w pierwszym rozdziale ;). I nosi okulary, jakby coś.
UsuńRalph jest naprawdę mądrym dzieckiem - może to dlatego, że dużo czyta, obserwuje ludzi...? Hm, nie powiem, zagadkowa postać ;D
Oj, Dante to uparty człowiek, ciężko jest zmienić w nim jakiekolwiek przekonanie. Ralph stara się być dobrym dzieckiem, pragnie miłości mężczyzny, ale Dante ma dość ciężki charakter, więc nie będzie tak łatwo...
Wyjaśnienie, co stało się z Jasonem, już w następnym rozdziale, obiecuję ;p
Dziękuję za komentarz :)
Cieszę się, że w rozdziale pojawiły się kolejne informacje na temat syna Corinne i Dantego. Ten wątek ciekawi mnie chyba na razie najbardziej ze wszystkich innych. Później zaś jest sprawa Raphaela, który jest dla mnie chodzącą zagadką. Co prawda mam pewne przypuszczenia i niektóre wątki w tekście tylko mnie w nich utwierdzają, ale poczekam na kolejne rozdziały.
OdpowiedzUsuńJeśli zaś chodzi o powyższy tekst, to jestem bardzo zadowolona. Jak zaczęłam czytać, to nie mogłam się oderwać. Naprawdę podziwiam i zarazem zazdroszczę Ci stylu pisania, bo jest taki lekki i z tego względu też bardzo intrygujący, niepowtarzalny. Sama chciałabym tak umieć pisać. :D
Błędów nie wyłapałam, więc nie będę się na ich temat wypowiadać. Nie będę nawet ich próbowała wyszukiwać w tekście, bo nie czuję potrzeby czepiania się o coś, co nie rzuciło mi się w oczy.
Cóż jeszcze mogę napisać? Nie pozostaje mi nic innego, jak poinformować, że z niecierpliwością oczekuję kolejnego rozdziału.
Pozdrawiam cieplutko,
Sollicitudo
Odpowiedź na to, co stało się z Jasonem, już w następny rozdziale ;p
UsuńBardzo się cieszę, że zaintrygowałam Cię tekstem powyżej :) A styl to kwestia względna - ja np. słyszałam, że nie mam własnego, dobrze rozpoznawalnego stylu, a do perfekcji mi jeszcze daleko. Po prostu trzeba ćwiczyć, bo zawsze może być lepiej ;)
Dziękuję za komentarz :)
Z opóźnieniem, ale wreszcie udało mi się znaleźć trochę czasu na komentarz.Na wstępie gratuluję zdanych egzaminów. Co do treści to podejrzewam, że tragedia, jaka spotkała Corinne i Dantego jest być może związana z zaniedbaniem ze strony matki. Chłopiec był bardzo rezolutny, więc podejrzewam, że znał wszystkie zagrożenia i unikał niebezpiecznych sytuacji. Zatem czekam na wyjaśnienia, bo chcę sprawdzić, czy moje przypuszczenia, które powzięłam są słuszne. Jeśli chodzi o Twoich bohaterów to od samego początku polubiłam Corinne. Natomiast Dante nie zdobył mojej sympatii. Choć nie potrafię wytłumaczyć tego żadnymi racjonalnymi argumentami. Nie przekonuje mnie też jego nagła przemiana w stosunku do Raphaela. Ale czas pokaże, co z tego wyniknie. To dobrze, że teraz masz wenę i czas na pisanie. U mnie na blogu na razie przerwa nie wiem, kiedy dokładnie coś się pojawi. Na pewno chciałabym wrócić do dłuższego opowiadania, tego o szkole w Tuluzie. Na razie, jednak muszę wszystko dokładnie przemyśleć. pozdrawiam Cię, Elif
OdpowiedzUsuńOdpowiedź na pytanie, co stało się z Jasonem, już naprawdę niedługo :)
UsuńCorinne jest bardzo wrażliwa, delikatna; Dante to raczej zamknięty w sobie mężczyzna. Nie lubi okazywać emocji, ciągle się waha, po prostu się boi. On równie mocno przeżył śmierć dziecka, do dzisiaj nie potrafi się z tym pogodzić. Nie chce zacząć wszystkiego od nowa, bo boi się, że pamięć o Jasonie zniknie.
Dante to tak naprawdę bardzo złożona postać, której jeszcze nie odkryliśmy do końca ;)
Dziękuję za komentarz :)
Kurcze, nie spodziewałam sie, ze Jason żył tam długo (wiem,brzmi tk strasznie, ale początkowo myslalam,ze w ogole sie nie urodzi, albo ze umrze po urodzeniu). Teraz orzynajmniej rozumiem,ze strata jest dosc...świeża. Wlasciwie nic dziwnego,ze dnantemu trudno sie przestawić. Ponadto musze ci pogratulować umiejętności przedłużania i zwiększania ciekawości biednych czytelników xD jesli chodzi o druga czesc, ciesze sie,ze dante przkeonuje sie do chłopca, ale tutaj mam wrażenie,ze Ralph zachował sie zdecydowanie z yt dojrzale jak na małego chłopca; mysle,ze powinien bardziej udawać xD aczkolwiek moj dziewięcioletni regulus tez jest dojrzały xD ale to jednak co innego, aniołem nie jest ;) zaoraszam na nowosc zapiski-condawiramurs
OdpowiedzUsuńHa, dziękuję, staram się ;p To w sumie dobrze, że w Czytelniku rozbudzam ciekawość; znaczy to, że moja pisanina nie jest taka straszna, jak mi się wydaje ;)
UsuńOj tak, muszę popracować nad (nie)dojrzałością Ralpha ;D
Dziękuję za opinię ;)
A, i na Twojego bloga wejdę niedługo, gdy tylko znajdę odrobinę czasu.
Przede wszystkim przepraszam za opóźnienie w komentowaniu i czytaniu.
OdpowiedzUsuńMuszę powiedzieć, że jeszcze dwie godziny temu byłam pewna, ze u ciebie też mam dwa rozdziały do tyłu, a tu czekała mnie jednak przyjemna niespodzianka.
Ale wracając do treści.
Na temat tego, co stało się z Jasonem mam już pustkę w głowie, obstawiałam, że to jednak jakaś choroba spowodowana zagrożoną ciążą dao sobie znak, a tu się okazuje, że dziecko jest zdrowe i nic mu nie dolega. Chyba rzeczywiście pozostaje jakiś nieszczęśliwy wypadek. A to z jednej strony gorzej, gdyż za chorobę można obwiniać jedynie los, w drugim przypadku każde z nich może uznać, że była to jego wina.
Fragment z Raphem był cudowny, a w momencie gdy nazwał Dantego tatą, wręcz się rozczuliłam. To była taka piękna chwila. Mam nadzieję, że od tej pory ich wzajemne relacje będą tylko lepsze. Zastanawiam się, czy chęć otrzymania konia na biegunach była przypadkiem, czy kryje się za tym coś więcej. Ostatecznie to taki dziwny zbieg okoliczności.
Jednak co do samego Ralpha, to miejscami odniosłam wrażenie, że jednak jest zbyt inteligentny i miejscami mówi jak dorosły człowiek, a już nie jak bystre, spostrzegawcze i ciekawe świata dziecko.
A tak zmieniając temat, to mocno zasmucił mnie opis miejsca pracy Dantego. To przykre, że ludzie wolą zabawki masowej produkcji, zamiast tych wykonanych ręcznie, w które wkłada się więcej serca i na dodatek są niepowtarzalne. Mam nadzieję, że mężczyźnie jakoś uda się wyjść z tego kryzysu.
Niecierpliwie czekam na ciąg dalszy i kolejne wyjaśnienia :)
Pozdrawiam serdecznie :)
No cóż, im dłużej ciągnie się to opowiadanie, tym mniejsze zaskoczenie, co stało się z dzieckiem :). Odpowiedź na to już niedługo, obiecuję ;p
UsuńJa też się rozczuliłam przy fragmencie z Dantem i Ralphem (scena z "tatą" była pisana najdłużej, by niczego nie przesłodzić).
Muszę mocno popracować nad Ralphem, obiecuję, że się poprawi ;D
Firma Dantego to oddzielny wątek, zostanie rozwiązany prawie pod sam koniec, ale zgadzam się z Tobą - to trochę przykre, że firma mężczyzny właśnie przechodzi kryzys.
Dziękuję za komentarz :)
Oj ten chłopiec coraz bardziej mnie intryguje i jestem pewna, że nie przypadkowo wspomniał Dantemu o koniu na biegunach.
OdpowiedzUsuń