Corinne i Dante pragnęli mieć dziecko.
Niedługo po tym, jak wprowadzili się do własnego,
znacznie większego domu na obrzeżach Derby, Dante podpisał kolejne umowy ze
sklepami, a Corinne zaczęła pracować na cały etat w jednej z bibliotek.
To właśnie wtedy, pół roku po ślubie, postanowili
powiększyć rodzinę.
Jednak nadeszło to, czego oboje tak bardzo się
obawiali – prawdziwe problemy, z którymi po tylu latach sielanki przyszło im
się zmierzyć. Dość szybko okazało się, że Corinne będzie miała problem z
zajściem w ciążę. Tak przynajmniej powiedział lekarz, gdy po kilku miesiącach
starań testy wciąż wskazywały tylko jedną kreskę.
Z każdym kolejnym tygodniem małżeństwo powoli
traciło nadzieję, że w ich życiu pojawi się dziecko. Dlatego, gdy po roku
starań Corinne z niezmiernym szczęściem powiedziała Dantemu, że spodziewa się
dziecka, oboje omal nie oszaleli ze szczęścia. Lekarze uznali ciążę Corinne za
prawdziwy cud.
Niestety, dziewczyna źle znosiła ten cały
„najcudowniejszy okres w życiu każdej kobiety”. Już na początku okazało się, że
ma anemię, a w czwartym miesiącu trafiła do szpitala. Okazało się, że ciąża
jest zagrożona i istnieje niewielka szansa na uratowanie życia malca.
Przez kolejne tygodnie małżeństwo żyło w ciągłym
strachu. Dante, bardzo przejęty całą tą sytuacją – zdrowiem żony i
nienarodzonego jeszcze dziecka – starał się uśmiechać przy Corinne. Bał się,
tak bardzo się bał, że straci ich oboje.
Kobieta również martwiła się o dziecko. Skwapliwie
wypełniała każde polecenie lekarza: nie wstawała bez potrzeby, jadła i piła
tylko o określonej porze, dzielnie znosiła kolejne badania i przyjmowane
lekarstwa; starała się również nie denerwować.
Oboje żyli w ciągłym strachu, chociaż starali się
tego nie okazywać.
Lekarz uspokajał ich, mówiąc, że jeśli uda utrzymać
się ciążę do siódmego miesiąca, to wtedy dziecko ma sporą szansę przeżyć po
przedwczesnym porodzie. Dlatego też cały swój czas Corinne spędzała w szpitalu,
przykuta do łóżka, podczas gdy Dante pracował, starając się nie myśleć o całej
tej cholernie trudnej sytuacji.
Czuł się winny i bezsilny. Zawsze sądził, że będzie
opiekował się Corinne i nie pozwoli nikomu jej skrzywdzić. A w tamtej sytuacji
nic nie mógł zrobić – może jedynie przyglądać się temu wszystkiemu z daleka i
po prostu czekać.
Bardzo się bał i niemal przez cały tamten naprawdę
ciężki okres chodził przybity. Czasem jednak zdarzały się momenty radości, tak
zwane okruchy szczęścia – gdy na bladej twarzy Corinne pojawiał się szeroki
uśmiech, gdy jego żona twierdziła, że czuje się trochę lepiej niż wcześniej,
gdy dotykał rosnącego brzucha kobiety i wyczuwał delikatne ruchy dziecka.
Jednak przez przeważającą część tamtych dni nie
potrafił przestać myśleć o Corinne i dziecku. Martwił się, tak bardzo, bardzo
się martwił. Nawet nie wyobrażał sobie, że miałby stracić choć jedno z nich
albo – o zgrozo – oboje. Nie dopuszczał do myśli sytuacji, gdyby dziecko jednak
nie przeżyło; znając Corinne, kobieta załamałaby się.
Oboje zdali sobie sprawę, że ich dotychczasowe
szczęście najzwyczajniej wyparowało; teraz przyszedł czas na strach, smutek i
ból.
Lekarz był jednak dobrej myśli. Gdy udało się
utrzymać zagrożoną ciążę do siódmego miesiąca, a badania nie wykazały żadnej
choroby płodu, Corinne pozwolono wrócić na kilka dni do domu, jednak pod
kilkoma warunkami – nie mogła się przemęczać i powinna jak najwięcej
odpoczywać. Ach, i zero gwałtownych ruchów.
Corinne niezmiernie cieszyła się, że po tylu
miesiącach w szpitalu wreszcie z powrotem znajdzie się w domu. Dante przez
tamten czas przygotował pokój dla dziecka i kobieta była bardzo ciekawa, jak
wygląda.
Gdy tylko zaparkowali samochód pod kamienicą, w której
mieszkali, Corinne nie potrafiła powstrzymać uśmiechu, który zakwitł na jej
twarzy. Tak dobrze czuła się w tym miejscu, bo właśnie zaczęła się wiosna, a
przyroda powoli budziła się po zimowej drzemce. W dodatku świeciło słońce, co
sprawiło, że kobieta czuła się jeszcze lepiej.
Ich dom wyglądał tak samo jak kilka miesięcy temu.
Na parterze znajdował się duży, jasny salon połączony z kuchnią, a na górze
trzy sypialnie. Corinne wspięła się po schodach i otworzyła drzwi, które
wskazał jej Dante.
Pokoik był po prostu piękny. Corinne na moment
odjęło mowę. Zobaczyła pomalowane na kremowy kolor ściany, drewniane łóżeczko i
ułożone na półce pluszowe misie. Wyobraziła sobie, jak za kilka miesięcy
usiądzie w bujanym fotelu, który Dante ustawił w kącie, z dzieckiem w ręku… I
będzie mu śpiewać kołysanki, tak jak robił to jej tata, gdy była małą
dziewczynką i przez nawiedzające ją złe sny nie mogła spać…
Dante objął żonę od tyłu i pocałował w policzek.
– I jak ci się podoba? Spędziłem w tym pokoju całe
dwa tygodnie.
– Jest pięknie… – westchnęła Corinne, odwracając się
i obejmując męża. – Bardzo, bardo ci dziękuję…
– Mam coś dla ciebie. Chodź do sypialni.
Corinne z chęcią dała się zaprowadzić mężowi do ich
wspólnego pokoju. Szczerze się zdziwiła, widząc, jakie zmiany zaszły podczas
jej nieobecności. Dante przemalował ściany na ładny, kremowy kolor. Wymienił
wreszcie to skrzypiące, stare łóżko na naprawdę szerokie łoże z tą piękną
pościelą. Ach, i herbaciane róże stojące w wazonie na stoliku nocnym.
Być może to przez burzę hormonalną, a być może przez
coś innego – Corinne po prostu rozpłakała się ze szczęścia. Od tak dawna nie
uśmiechnęła się szczerze, z radością. Ostatnie miesiące były dla małżeństwa
bardzo trudne, ale wtedy, gdy stali w ich własnej sypialni, obejmując się z
czułością, byli po prostu… szczęśliwi. Mieli nie tylko siebie, ale i małą
istotkę, która już niedługo miała przyjść na świat.
Niestety, w nocy Corinne znowu gorzej się poczuła i
musiała wrócić do szpitala. Znowu nadszedł czas oczekiwania na wiadomości, czy
dziecko przeżyło. Gdy się okazało, że wszystko – na szczęście – w porządku,
małżeństwo odetchnęło z ulgą.
Lekarz przez kolejne tygodnie powtarzał, że ciążę
trzeba jak najdłużej podtrzymywać. Gdy tylko uda się dobrnąć do dziewiątego
miesiąca, to wtedy dziecko prawie na pewno przeżyje.
Tamte dni były zasnute czarnymi chmurami, okropnymi
wspomnieniami, do których Corinne i Dante nie chcieli wracać. Ten strach, to
napięcie, ten cholernie trudny okres czekania na kolejne wyniki badań i ciągła
troska o nienarodzone dziecko – to wszystko sprawiło, że Corinne niemal wciąż
płakała, a Dante pracował całymi dniami, by nie myśleć o chorobie i widmie
śmierci, które wisiało nad jego żoną i maleństwem.
Na szczęście ciążę udało utrzymać się aż do
dziewiątego miesiąca. Trzydziestego czerwca, dwa lata po ślubie, na świat
przyszedł Jason Whisper, pierworodny syn Dantego i Corinne.
Pogoda tego dnia
wyjątkowo dopisywała. Lato powoli się kończyło, jednak było ciepło i słonecznie.
Dante szedł szybkim krokiem przez okazały ogród, nie zwracając uwagi na piękno
pogody. Kolejna firma rozwiązała kontrakt z jego zakładem. Jak tak dalej pójdzie,
będzie musiał zamknąć fabrykę.
Nawet wolał nie
myśleć, co będzie potem. To przecież on zarabiał na rodzinę; Corinne nie
pracowała już jakieś osiem lat.
– Dzień dobry,
panie Whisper.
Prawie
podskoczył, gdy usłyszał znajomy głos. To był Jim, który właśnie rozwalił się
na ławce i wygrzewał na słońcu, uśmiechając się przy tym szeroko.
Widział go dawno
temu, bo jeszcze na początku wakacji; teraz powoli zbliżał się wrzesień i mimo
słonecznej, wręcz letniej pogody dawało się odczuć, że przyroda powoli przygotowuje
się do jeszcze odległej zimy.
– Dzień dobry –
mruknął niechętnie Dante, chcąc jak najszybciej dojść do domu, nie tracąc czasu
na rozmowy z miejscowym bezdomnym dziwakiem.
– Jak u żony?
Dante wywrócił
oczami, czując, że tak szybko nie uwolni się od Jima.
– Bardzo dobrze.
– Musiał ugryźć się w język, by nie warknąć „Co cię to obchodzi?”.
Przyjrzał się
uważnie Jimowi i nagle odniósł wrażenie, że mężczyzna wygląda… znajomo.
Dlaczego dopiero teraz to zauważył? Może wcześniej widział jedynie jasnoniebieskie
oczy i gęstą brodę, a teraz… Sam nie miał pojęcia, skąd mogło przyjść to
uczucie.
Jim jednak
wyglądał nieco inaczej. Dante zapamiętał go jako niskiego, zaniedbanego
mężczyznę; teraz jednak ogolił się, chyba nawet umył i nie pachniał już
nieprzyjemnie. Nawet założył inną koszulę, ot co – była mniej sprana i nie tak
zniszczona jak poprzednia.
– Niech pan
siądzie obok mnie. Jeszcze nie gryzę.
Dante nawet się
nie uśmiechnął, ale z dziwnym uczuciem usiadł obok Jima. Pewnie jeszcze
niedawno w ogóle by tego nie uczynił, jednak tym razem… Coś, co zakłuło go w
piersi, jakaś dziwna siła, po prostu zmusiła go do tego.
– Mam
propozycję, panie Whisper. Przejdźmy na ty.
– Dobrze. Jestem
Dante.
– Jim, ale to
już wiesz.
Dante przez
moment milczał, nie wiedząc, co powiedzieć. Nawet miał wstać i udać się do domu
na ciepły obiad, jednak zatrzymał go głos Jima.
– Lubię
podziwiać przyrodę, zwłaszcza kwiaty. Wtedy widzę, że Bóg jednak działa wokół
nas.
– Nie wierzę w
Boga. – Dlaczego to powiedział?
Nie spodobał mu
się początek tej rozmowy. Nie lubił poruszać kwestii religijnych, ponieważ nie
był to dla niego zbyt przyjemny temat.
– A dlaczego? –
Mimo że Jim nie był nachalny, to najwyraźniej chciał wiedzieć.
– Ot tak, po
prostu.
– A żona?
Wierzy?
– Chyba tak.
– Chyba?
Dante przejechał
dłonią po twarzy. To robiło się już męczące. Nie miał zamiaru z nikim omawiać
kwestii swojej wiary. To chyba indywidualna, prywatna sprawa. Nie chciał, by
taki włóczęga Jim oczekiwał od niego odpowiedzi na bardzo trudne pytania.
Zresztą, nawet się nie przyjaźnili, nie znali, więc dlaczego Jim chciał tyle
wiedzieć?
– Kiedyś
wierzyłem – zaczął wolno Dante, ważąc uważnie każde wypowiadane słowo. – Ale…
Ale mi przeszły te głupoty.
– Co się stało?
– spytał Jim, pochylając się w stronę mężczyzny.
Dante spojrzał
na bezdomnego i od razu zaniemówił pod naporem jasnoniebieskich oczu Jima.
Naprawdę go znał, tylko skąd?
– Skoro Bóg
istnieje i chce naszego szczęścia, to dlaczego odbiera nam wszystko, co jest
dla nas najważniejsze? – wychrypiał nagle Dante, spuszczając wzrok. Znowu
nieprzyjemnie zakłuło go w boku.
Rozejrzał się po
okolicy i przypomniał sobie, jak jeszcze kilka lat temu biegał tymi ścieżkami;
raz nawet ściągał z jednego drzewa latawiec. Z jednej strony były to bardzo
szczęśliwe wspomnienia, z drugiej – niezwykle bolesne. Nie umiał poradzić sobie
z przeszłością, która raz po raz dawała o sobie znać.
– Tylko mi nie
mów, że wystawia nas na próby, bo to głupota – warknął Dante, widząc, że Jim
chce coś powiedzieć.
– Uważam, że
należy pokazać, ile jesteśmy w stanie zrobić dla naszego Boga.
– A ja nie. I ci
przeklęci księża, pastorzy, kolejni papieże… To żałosne przestawienie, pod
którym kryje się tyle cholernych skandali. I nie mów mi, że tak nie jest.
Dante nawet nie
zastanowił się nad tym, dlaczego tak szybko i łatwo nawiązał kontakt z Jimem.
Jeszcze niedawno nie miał ochoty w ogóle na niego patrzeć, a wtedy z dziwnego
powodu potraktował go po prostu jak przyjaciela. Może to jakaś magiczna
sztuczka zbliżyła go do tego człowieka?
Dante spojrzał
ukradkiem na mężczyznę i nagle odniósł wrażenie, że z jego ciała bije jakaś
dziwna siła. I ten blask, który rozświetlał błękit oczu Jima… Dante odniósł
wrażenie, że byłby w stanie naprawdę zaufać temu człowiekowi.
Jim rozłożył się
wygodniej na ławce, splótł palce na brzuchu i spojrzał w niebo. Uśmiechnął się
nagle, spojrzał na Dantego i szepnął:
– Ale przyznasz,
że świat, który nas otacza, jest piękny…?
Dante znowu
rozejrzał się dookoła. Zatrzymał wzrok na kwiatach, które oblewały promienie
słońca, przebijające się przez korony drzew. I dostrzegł matkę spacerującą z
małym dzieckiem w oddali. I zauważył małą rudą wiewiórkę wspinającą się po
drzewie. I zakochaną parę kilka ławek dalej.
– Być może. Ale
nie wiadomo, czy to właśnie zostało stworzone przez Boga.
– Musisz
uwierzyć, że tak. Wszystko zależy od ciebie, Dante.
– Chcesz, żebym
się nawrócił? – rzucił kpiącym głosem mężczyzna, uśmiechając się złośliwie.
Tego jeszcze nie było – nieznajomy cudotwórca. Ha, ha, rzeczywiście, bardzo
śmieszne.
– Tak, chcę tego
– odparł spokojnie Jim, patrząc uważnie na Dantego. – Wiem, że ciężko ci
uwierzyć. Wiele przeszedłeś, w to nie wątpię. Ale może z pomocą Boga byłoby ci
łatwiej przebrnąć przez to wszystko? Przecież po deszczu zawsze przychodzi
słońce.
– Ach, co za
głębia – rzucił kąśliwie Dante, kręcąc głową.
Jim westchnął
jedynie, podniósł się i ukłonił.
– Muszę już iść,
ale nie martw się, pewnie się jeszcze spotkamy. Do zobaczenia, Dante. Ach, i
jeszcze jedna prośba. Miej oczy, uszy i serce szeroko otwarte. Zobaczysz, Bóg działa
nawet wtedy, gdy tego nie widzisz.
Dante miał już
serdecznie dość tej bezsensownej rozmowy, dlatego nawet ucieszył się, gdy
zobaczył, jak Jim, nieco kuśtykając, oddala się w kierunku centrum miasta wąską
alejką. Mężczyzna jeszcze chwilę siedział na ławce, analizując rozmowę z Jimem,
jednak nie doszedł do tego, dlaczego bezdomny tak bardzo chciał go… nawrócić.
Przypomniał
sobie, że Corinne na pewno czeka na męża z obiadem, więc podniósł się, spojrzał
szybko przez ramię, by sprawdzić, czy za jakimś drzewem nie czai się kolejny
dziwaczny bezdomny, po czym wolno ruszył w kierunku domu.
~*~
Wrzesień
przyniósł ze sobą szare chmury, niemal codzienne deszcze i gęste mgły. Mimo
takiej paskudnej pogody Corinne niezmiernie się cieszyła. Dwa tygodnie temu
dostała telefon od panny Rosemary, która zaproponowała małżeństwu przyjazd
Raphaela. Chłopiec mógł spędzić w ich domu cały tydzień. Jak twierdziła panna
Rosemary, taka „wycieczka” pozwoliłaby nowym rodzicom i dziecku na lepsze
poznanie się. Ponieważ proces adopcji miał trwać jeszcze przez kilka tygodni, o
ile nie miesięcy, to kobieta omal nie oszalała ze szczęścia na wieść, że
miałaby spędzić siedem długich dni z najcudowniejszym chłopcem, jakiego
spotkała.
Od rana nie była
w stanie usiedzieć w jednym miejscu. Co chwilę ścierała wypolerowany do błysku
wazon lub po raz enty odkurzała dywan. Ugotowała swoje najlepsze danie: pieczeń
z warzywami. Od razu pomyślała, że malcowi mogłoby to nie smakować, więc kupiła
kilka rodzajów lodów, by móc ewentualnie naprawić swój kulinarny błąd. Gdy
jednak doszła do wniosku, że nic nie da się bardziej ulepszyć, po raz trzeci w
tym tygodniu poszła sprzątać przygotowany dla Ralpha pokój.
Dante miał
pojechać po chłopca, jednak nie zgodził się, by Corinne mu towarzyszyła,
twierdząc, że jej euforia jeszcze spowoduje jakiś wypadek. Oczywiście żartował,
jednak kobieta doszła do wniosku, że mąż ma rację.
Z
niecierpliwością czekała już drugą godzinę na przyjazd Dantego i Ralpha. Wyjęła
jeszcze ciepłe ciasteczka czekoladowe z piekarnika, usiadła na kanapie i
odliczała kolejne minuty, nie mogąc doczekać się widoku małego blondynka w
okularach.
Gdy usłyszała,
jak Dante parkuje samochód pod ich domem, poderwała się do góry i wręcz rzuciła
do drzwi. Otworzyła je w momencie, gdy Dante chciał włożyć klucz do zamka.
Spojrzała najpierw na męża, a potem na Raphaela, który stał obok jej męża,
sięgając mężczyźnie zaledwie do pasa.
– Ralph –
wykrztusiła jedynie, uśmiechając się szeroko.
Uścisnęła malca
i niemal od razu zaprowadziła go do kuchni, w której unosił się zapach
czekolady i cynamonu. Mimo deszczu za oknem Corinne była w wyśmienitym humorze.
Usadowiła Ralpha na krześle i postawiła przed nim obiad, później kilka warstw
naleśników posmarowanych grubą warstwą masła orzechowego, a na końcu podała mu
cały pucharek lodów.
– Jak minęła ci
podróż? – spytała po raz kolejny Corinne, patrząc, jak Ralph próbuje poradzić
sobie z olbrzymią porcją smakołyków.
– Kochanie, nie
męcz go – westchnął Dante, całując żonę w czubek głowy.
Oboje nawet nie
pamiętali, kiedy ostatnio okazywali sobie czułość. To chyba obecność Raphaela
tak pozytywnie wpłynęła na ich relacje.
Gdy po godzinie
pałaszowania Ralph stwierdził, że więcej nie da rady już zjeść, Corinne
postanowiła zaprowadzić go do nowego pokoju. Chłopiec z ochotą ruszył na górę
po schodach, zatrzymując się gwałtownie u progu. Miał przed sobą cztery pary drzwi,
z czego jedne, jak wytłumaczył mu Dante, są tymi od łazienki.
– O, to twój
pokoik – mruknęła Corinne, wskazując na drzwi po lewej. – Tu jest łazienka, a
tu nasza sypialnia.
– A te drzwi?
Dokąd prowadzą? – spytał Ralph, wskazując na ostatnie.
Po raz pierwszy
tego dnia Corinne spochmurniała.
– Tam nie możesz
wchodzić. Nikt nie może.
– Dlaczego? –
dopytywał wciąż Raphael.
– Chodź, Dante
coś dla ciebie ma – powiedziała Corinne, chcąc jak najszybciej uciąć temat
tajemniczych drzwi.
Ralph na
szczęście szybko zapomniał o całej sprawie i szybko pobiegł do Dantego. Corinne
odetchnęła z ulgą, opierając się o ścianę. Spojrzała na zamknięte drzwi raz
jeszcze, wzdychając ciężko. Coś zakłuło ją w sercu, więc szybko zeszła na dół,
gdzie czekali na nią Dante i Ralph.
Przez cały
wieczór rozmawiali i oglądali kreskówki. Raphael był bardzo rozmowny i mimo że
ciągle wyczuwało się jego niezaprzeczalną dojrzałość, zachowywał się jak
prawdziwe dziecko – zdradzał to błysk w oczach, gdy bawił się nową lokomotywą,
którą kupił mu Dante, gdy pałaszował kolejną porcję lodów, chociaż zdawać by
się mogło, że już więcej nie da rady zjeść, i gdy uśmiechał się, a kilku zębów
mu brakowało.
W końcu jednak
Ralph poszedł na górę, by przygotować się do spania. Corinne i Dante zaczęli
sprzątać po wielogodzinnej zabawie z chłopcem.
– I co? Jak
Ralph? – spytała ostrożnie Corinne, chowając talerze do zmywarki.
– Jest… bardzo
grzeczny – przyznał powoli Dante.
– I tyle? –
Corinne złożyła ręce na piersi.
Dante spojrzał
na żonę. Musiała się zezłościć, bo jej zwykle blade policzki pokrył rumieniec.
– A co
chciałabyś usłyszeć? – westchnął zrezygnowany i nie czekając na odpowiedź,
wyszedł z kuchni.
Corinne
prychnęła z niezadowoleniem. Niedługo znowu zaczną się sprzeczki, a przecież
nie mogli tak się zachowywać, bo w domu był Ralph.
Kobieta
postanowiła sprawdzić, czy chłopiec niczego nie potrzebuję, więc weszła na
górę. Stanęła na szycie schodów jak wryta, widząc, że Raphaela nie ma w swoim
pokoju. Jej serce zabiło mocniej, gdy zauważyła, że drzwi prowadzące do pokoju,
gdzie Ralph miał zakaz wstępu, są uchylone.
Wpadła
błyskawicznie do pomieszczenia ze łzami w oczach. Stanęła nad Ralphem, który
siedział na łóżku i trzymał w drobnych rączkach pluszowego misia. Corinne ze
ściśniętym gardłem wyrwała chłopcu zabawkę i odłożyła ją na półkę, wiszącą nad
starannie zasłanym łóżkiem. Wzięła się pod boki i wychrypiała spazmatycznie:
– Dlaczego tu
wszedłeś?!
Od razu się
opanowała, wiedząc, że na dzieci nie powinno się krzyczeć, tym bardziej że
Raphael tak naprawdę nic złego nie zrobił. To przecież ośmioletnie dziecko,
które nie wszystko może zrozumieć.
Usiadła na
skraju łóżka i schowała twarz w dłoniach. Beznadziejna z niej matka.
– Dlaczego nie
chciałaś, żebym tu wchodził? – spytał po długiej chwili milczenia Ralph, przysuwając
się do Corinne.
Kobieta poczuła,
jak jego drobne rączką obejmują ją; Corinne przytuliła delikatnie malca i
pocałowała go w czoło.
– Nie chciałam,
żebyś coś tu przestawił, coś zmienił…
– Czyj to był
pokój?
Corinne
westchnęła i otarła łzy cieknące jej po twarzy. Świetnie, jeszcze się
kompletnie rozkleiła. Przecież Ralph był za mały, by zrozumieć to wszystko.
– Mojego synka.
– Dlaczego go
tutaj nie ma?
– Odszedł.
Umarł.
– I co teraz
robi? Jeśli jego tutaj nie ma, to gdzie jest?
Corinne
spojrzała na rumianą twarz Raphaela. Delikatnie odgarnęła blond grzywkę z czoła
i ucałowała go w czubek głowy.
– Teraz jest
wśród aniołków.
– Może sam się w
takiego zamienił? – spytał Ralph, wdrapując się Corinne na kolana.
– Być może… –
mruknęła Corinne, przygryzając wargę. Miała ochotę śmiać się i płakać
jednocześnie, sama nie wiedząc, z jakiego powodu.
Ralph objął szyję
Corinne i oparł głowę o jej ramię. Najwidoczniej chciało mu się już spać.
– Przepraszam,
że tu wszedłem. Nie wiedziałem, że będziesz przeze mnie płakać.
– Nie płaczę –
gładko skłamała Corinne, odnosząc jednak wrażenie, że nie nabrała na to
chłopca.
– Myślisz, że on
tu czasem jest? – spytał raz jeszcze Ralph, sunąc wzrokiem po kremowych
ścianach, dębowych meblach i białym dywanie.
– Sądzę, że tak.
Opiekuje się nami i wspiera nas, gdy jesteśmy smutni.
– Ciebie też
wpiera? – Ralph spojrzał uważnie na Corinne.
– Tak.
– Czyli czujesz
jego obecność?
Corinne
uśmiechnęła się ciepło do chłopca, wstając powoli.
– Tak – odparła
dopiero, gdy położyła Ralpha do jego własnego łóżka.
Raphael jeszcze
kilka chwil patrzył uważnie na kobietę, jakby zastanawiając się nad tą rozmową.
W końcu jednak wtulił się w poduszkę i powiedział tylko:
– Dobranoc.
– Dobranoc… –
szepnęła Corinne, pochylając się, by otulić chłopca grubą kołdrą.
I niech wszystkie anioły nad tobą czuwają…
~*~
Strasznie, strasznie przepraszam za tak długą nieobecność, jednak kompletnie zabrakło mi czasu na pisanie i czytanie Waszych blogów.
Nie podoba mi się ten rozdział. Piszę go cały miesiąc, z przerwami, i... nie, no nie po prostu. Możecie ponarzekać, powypisywać błędy, bo już ich nie widzę, możecie obrzucić mnie błotem - wcale się nie obrażę, bo to chyba najgorszy rozdział całej tej historii. Ale nie martwcie się, poprawię się! :)
Powoli wszystko zaczyna się wyjaśniać; już nie trzymam Was w niepewności :>.
Wasze blogi postaram się nadrobić do końca tego tygodnia, jednak mam trochę zaległości, więc może się to trochę przeciągnąć :(.
Rozdział dziewiąty zostanie opublikowany dopiero pod koniec kwietnia, i to najwcześniej.
Do napisania :)
Pierwsza! Skomentuję i przeczytam wieczorem C:
OdpowiedzUsuńWiem, wiem, długo nie komentowałam, wiem... ;__;
UsuńCorrine trochę przesadziła, rozumiem, no strata dziecka, jednak nie powinna reagować tak impulsywnie, szczególnie w przypadku, kiedy Ralph jest jeszcze dzieckiem i może nie rozumieć wielu rzeczy (oczywiście czysto teoretycznie to mówię, bo zapewne okaże się, że Ralph to jakiś zmutowany wampir czy upiorna strzyga z Wiedźmina...).
Nie powiem, że tym rozdziałem mi trochę przesłodziłaś Ralpha. Zachowywał się tak... dziecięco? I niewinnie też ;; Trochę za dużo cukru jak dla mnie i szczerze nie wiem, dlaczego tak uważam, po prostu tak czuję, no XD
Okej, Dante się nawraca... Nie, sorry, to za duży szok jak na jeden raz, przepraszam, wysiadam.
Ogółem opisy fajne, lekko się czyta, etc, etc, to co zwykle w sumie. Błędy były, ale czytałam to chyba tydzień temu i nie pamiętam, gdzie, co i jak. Jakieś powtórzenia głównie, ale może pamięć mnie mylić.
Muszę powiedzieć, że nie rozumiem twojego niezadowolenia. Rozdział jest bardzo ciekawy, a retrospekcje wychodzą Ci coraz lepiej chyba powoli zaczynam rozumieć, co stało się z biologicznym synem Corinne i Dantego. Najpierw podejrzewałam, że dojdzie do poronienia, ale poród przebiegł szczęśliwie. Czyżby Jason zmarł na jakąś nieuleczalną rzadką chorobę? Opisałaś to bardzo intrygująco już nie mogę się doczekać dalszych wyjaśnień, bo jestem ciekawa, czy powzięłam słuszne podejrzenia.Ralph wydaje mi się taką niejednoznaczną postacią na razie nie jestem w stanie go polubić, ale może z czasem to się zmieni. poza tym chciałam jeszcze wspomnieć,iż wątek religii i wiary też dobrze się komponuje z całością. Co w tego typu opowiadaniach rzadko się udaje. Trudno pisać o tak delikatnych kwestiach subtelnie Tobie się to udało. Gratuluję i głowa do góry! trochę więcej wiary, bo piszesz genialnie szczególnie, jeśli chodzi o przeszłość naszych bohaterów. przyszłość również wydaje się szczęśliwa, bo chłopiec na pewno sprawi, że jego przyszli rodzice zapomną o tym, co ich dzieli. może powinni tak postąpić, choćby ze względu na pamięć o swoim zmarłym synku? Oby nie rozmyślili się, co do adopcji, aczkolwiek moim zdaniem odrobina komplikacji, by nie zaszkodziła.
OdpowiedzUsuńPS. Na koniec dziękuję, że skomentowałaś moje miniopowiadanie. chyba nie wszystko poszło tak, jak planowałam. Niemniej zawsze to miło wiedzieć, że Czytelnicy są z Tobą także wtedy, kiedy nie masz pewności, co do efektów swojej pracy. Mogę ci życzyć jedynie weny i czasu na pisanie. Z utęsknieniem czekam na kontynuację.
Trochę mi się tu zaległości nazbierało, wkrótce nadrobię :)
OdpowiedzUsuńO kurcze, wzruszyłam się, czytając ten rozdział. Chciałabym, żeby między małżeństwem było dobrze..ale widzę, że jej mąż się odsuwa. Boi się, że Ralph także zniknie, a on będzie cierpiał...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
http://give-up-or-fight.blogspot.com/
Nawet nie wiesz jak się cieszę, że w końcu dodałaś nowy rozdział.
OdpowiedzUsuńPodobała mi się retrospekcja, rozmowa Dantego z Jimem i fragment w pokoju Jasona. W ogóle wszystko mi się podobało i nie narzekaj. Jednak muszę przyznać, że najbardziej wzruszyły mnie pytania Ralpha o synka Corinne. To była taka... dziecięca, niewinna ciekawość.
Strasznie mi szkoda Dantego i Corinne. Wiele przeszli w życiu i pewnie jeszcze sporo przed nimi, ale mam nadzieję, że powoli będą wychodzić na prostą, a chłopczyk im w tym pomoże.
A jeśli chodzi o Jima to polubiłam go. Sympatyczna i tajemnicza postać. Pojawia się nagle i znika. Tak naprawdę nie wiadomo kim jest, chociaż ja podejrzewam, że to anioł. To w sumie ciekawe, bo Ralph silnie oddziałuje na Corinne, przywracając jej radość życia, a Jim jakby na to nie patrzeć próbuje delikatnie wpłynąć na Dantego.
Całość tego opowiadania dopełnia śliczny szablon. Cudowne kolory i w ogóle. To chyba najlepszy szablon ze wszystkich, jakie do tej pory tu umieściłaś.
Jest mi strasznie żal Corinne i Dantego, wcześniej nawet nie przypuszczałam, że ich ich życie w tym momencie wygląda aż tak przygnębiająco. Chyba najgorsze jest to, że nie potrafią poradzić sobie z utratą dziecka i nadal zostawili ten pokój w niezmiennym stanie. Tak mi się teraz wydaje, że większość problemów w ich małżeństwie wzięła się właśnie z braku akceptacji tego, co wydarzyło się w ich życiu i zatrzymaniu się w tym martwym punkcie.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Ralph pozwoli im osiągnąć spokój ducha i zaakceptować to, co wydarzyło się w przeszłości, by móc żyć dalej i cieszyć się tym życiem.
Tak swoją drogą, to tak też myślałam, że jednak postanowi zajrzeć do zamkniętego pokoju podczas pobytu w domu Corinne i Dantego. Ale z drugiej strony to małe, mimo wszystko ciekawskie dziecko i nie ma się co dziwić.
Tak się zastanawiam, co stało się z dzieckiem Corinne i Dantego. Czytając tę retrospekcję w pewnym momencie byłam pewna, że kobieta nie zdoła donosić ciąży i poroni lub dziecko urodzi się martwe. Czyżby jednak miał się zdarzyć jakiś nieszczęśliwy wypadek? A może jakaś groźna choroba? No nic, trzeba będzie poczekać do kolejnych rozdziałów.
Pozdrawiam serdecznie :)
Jak dla mnie Jim jest jakimś aniołem czy cos,,, oczy ma podobne do Ralpha... Ciekawi mnie jego watek. W ogole to zaskoczylas mnie w tj notce naprawde mocno. Myslalam, ze juz teraz poznamy prawdę-ze synek sie nie narodzi... I juz czułam złość na Dantego, ze z tego powodu miałby byc zły na żonę. Ale nie, dziecko sie urodziło... Tylko wiemy juz, ze odeszło.... Sama nie wiem,czy chce wiedziec jak.... Ralph wszedł do tego pokoju, chyba po to, zeby Corine porozmawiala sama ze soba... Ten chłopiec nie jest zwykłym chłopcem nawet jesli teraz zachowywał sie bardziej jak ośmiolatek xD ciekawa jestem.co przyniesie im teb tydzień. Zapraszam na zapiski-condawiramurs.blogpsot.com oraz niedoceniony.blogspot.com !- nowości
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że na Anielskie Szepty pojawił się kolejny rozdział. Szczerze mówiąc nie mogłam się już doczekać. Bardzo urzekła mnie ta historia. Zwłaszcza przez to, że z pozoru wydaje się być banalna (wszystko za sprawą prostego języka), aczkolwiek gdybym sama miała spróbować napisać coś o podobnym charakterze - poległabym.
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc, nie mogę zgodzić się z tym, co napisałaś pod rozdziałem. Nie wiem, dlaczego Ci się on nie podoba. Ja nie widzę w nim nic, czego mogłabym nie polubić. I wcale nie uważam, że jest on najgorszy ze wszystkich dotychczasowych.
Bardzo fajnie, że postanowiłaś uchylić rąbka tajemnicy i zdradzić, co zachwiało równowagę w związku Corinne i Dantego, bo w tym momencie parę kwestii zostało wyjaśnionych i przez to lepiej jest mi zrozumieć opisywaną przez Ciebie historię.
Jeśli chodzi o Jima i uroczego chłopczyka, mam co do nich pewne przeczucia. Na razie nie będę o nich wspominać. Poczekam, aż akcja zacznie się jeszcze bardziej rozwijać.
W kwestii błędów - jakoś nie wyłapałam żadnego. Być może jestem już niedowidząca, być może są one po prostu tak niewielkie, że w ogóle nie rzucają się w oczy.
A! Zapomniałabym, no... Szablon jest cudowny! Bardzo ciekawe połączenie kolorków, chociaż ja osobiście nie zdecydowałabym się na taki odcień błękitu. Dla mnie jest zbyt krzykliwy i moje oczy trochę na tym cierpią. Aczkolwiek w połączeniu z tym fioletem (?) wygląda elegancko.
Pozdrawiam serdecznie,
Sollicitudo
och, w końcu doczekałam się kolejnego rozdziału :) już się bałam, że będziesz nam kazała czekać znacznie dłużej. co z tego, że aktualnie powinnam się uczyć na kolokwium z historii literatury serbskiej?
OdpowiedzUsuńrozdział jak zwykle bardzo ciekawy i utrzymujący wysoki poziom.
Corinn i Dante przeżywają okropne chwile. nie dziwię się, nie potrafię sobie nawet wyobrazić, jak wielką tragedią jest utrata dziecka. mam jednak ogromną nadzieję, że uporają się z przeszłością i na nowo odnajdą się w małżeństwie. wierzę, że to wszystko wydarzy się po części za sprawą Ralpha. w ogóle, uwielbiam go. bardzo dobrze kreujesz jego postać, naprawdę.
pozdrawiam i wracam do mitu kosovskiego :)
Jestem zła, bo miałam taki fajny komentarz i mi się usunął. Więc muszę zaczynać od nowa ;/ No trudno.
OdpowiedzUsuńNa początku bardzo przepraszam, że tak długo zwlekałam z komentarzem, ale żywcem nie ma kiedy siąść.
Według mnie rozdział był dobry. Przedstawiasz coraz więcej faktów z dawnego życia Corinne i Dantego, które są powiązane z ich zmarłym synkiem. Osobiście mi się to podoba, ponieważ uważam, że jak na razie to właśnie jego wątek jest najistotniejszy oraz najbardziej intrygujący. Naprawdę chciałabym się w końcu dowiedzieć, co takiego się stało chłopcu. W sumie nie można jednoznacznie tego określić, bo pasuje chyba każda możliwa opcja. Ja jednak obstaję przy tym, że Corinne nie dopilnowała chłopca i coś mu się stało. Chociaż, napisałaś, że były naprawdę duże problemy z donoszeniem ciąży. Swoją drogą podziwiam ich za to, że się nie poddali. Tak naprawdę Dante wiele ryzykował, zgadzając się na to, by żona jednak urodziła dziecko. Gdyby zarówno ona, jak i malec umarli, mężczyzna zostałby zupełnie sam. Bez tych, których kocha. Coś strasznego. Więc może chłopiec jednak był chory? Może miał jakieś schorzenie, które dało o sobie znać po czasie? Nie wiem, co myśleć, tak naprawdę.
Ostatnimi czasy często słyszę stwierdzenie, że lepiej w ogóle się nie narodzić, aniżeli zginąć potworną śmiercią. Jeśli chłopiec zginął cierpiąc, to chyba lepiej by było, gdyby rodzice nigdy nie zgodzili się na jego narodziny. Ale tak mówię teraz. Będąc na ich miejsce zapewne także zdecydowałabym się na urodzenie dziecka. Tylko to jest też znacznie gorsze dla nich samych. Bo starali się utrzymać synka przy życiu, gdy jeszcze się rozwijał w łonie matki. Walczyli o niego, jak tylko mogli najlepiej. I nagle coś się stało. Coś, co im go odebrało. Tragiczne, naprawdę tragiczne. A najgorsze, że takie przypadki naprawdę się zdarzają.
Jeśli chodzi o reakcję Corinne na widok Ralpha buszującego w pokoju jej synka, to nie wiem za bardzo, co powiedzieć. Wiem, że jestem dziwna, ale myślałam, że kobieta na niego naskoczy, że zacznie go szarpać i wrzeszczeć tak głośno, że Dante będzie musiał odciągnąć chłopca od niej. A ona tak naprawdę przyjęła to z jako takim opanowaniem. Mam też pewne zastrzeżenie. jeśli nie chciała, aby chłopiec tam wchodził, to mogła zamknąć drzwi na klucz. Przecież wiadomo, że dzieci są bardzo wścibskie i zawsze wszędzie wejdą, zwłaszcza, jeśli zostanie im to zakazane. Dlatego też troszkę mnie zdziwiło, że tego nie przewidziała.
Nie wiem, czy mi się wydaje, ale Dante chyba naprawdę jest zbyt oziębły dla chłopca. Może mężczyzna nie może pogodzić się z tym, że to nie jest jego dziecko z krwi i kości? Nie oszukujmy się, każdy na miejscu Dantego chciałby mieć dziecko z własnymi genami, a już na pewno syna. Właściwie każdy facet chce mieć syna... Myślę jednak, że Dante powoli przekona się do Ralpha i wszystko jakoś się ułoży. Będą szczęśliwą rodziną, a i może Bóg da, że urodzi im się córeczka, albo kolejny synek i przeżyje? ;)
Biedni :( Dante nie wydaję się być zachwycony Ralphem, ale mam nadzieję, że szybko się do niego przekona.
OdpowiedzUsuń