środa, 31 grudnia 2014

13. Jeszcze raz



Dlaczego nie płacze?!
Corinne spojrzała ze strachem na Dantego, który rozluźnił uścisk ręki. Na jego twarzy malowało się prawdziwe przerażenie, które od razu jeszcze bardziej zaniepokoiło Corinne.
Co się dzieje? – jęknęła cicho, płaczliwie.
Poczuła, że paraliżuje ją strach. Puściła rękę Dantego i spróbowała cokolwiek dojrzeć, jednak grupka lekarzy otaczająca jej nowo narodzone dziecko uniemożliwiła jej to. Najgorsza była ta okropna niepewność, co tak naprawdę dzieje się z maleństwem. Nikt nie chciał powiedzieć jej, matce, czy z jej córeczką jest wszystko w porządku.
Dante, zrób coś... – szepnęła rozpaczliwie.
Ale on tylko stał bezradnie z rękami spuszczonymi wzdłuż ciała.
Może gdyby doktor Jim tu był... – zaczął drżącym głosem.
Akurat musieli trafić tak, że lekarz spędzał ostatni dzień urlopu w Londynie. Zresztą, Corinne miała wyznaczony termin porodu na za dwa tygodnie; nikt nie spodziewał się, że wszystko zacznie się tak szybko.
Dlaczego nie płacze...? – jęknęła znowu Corinne, zalewając się łzami.
Przecież wszystko do tej pory było w porządku. Lekarz nie zauważył żadnych nieprawidłowości podczas ostatniego badania, nie ostrzegał jej, że podczas porodu coś może stać się z dzieckiem.
Wydawało im się, że czekają na informacje o stanie zdrowia ich córki całe wieki. Corinne została przez ten czas przeniesiona na inną salę, a Dante oczekiwał na wieści w szpitalnym korytarzu.
Gdy przyszedł lekarz w sędziwym wieku, ten sam, który odbierał poród, oboje chwycili się za ręce, oczekując tych najgorszych wieści, które jednak nie nastąpiły.
Pępowina owinęła się wokół szyi dziecka – zaczął wyjaśniać lekarz – przez co istniało zagrożenie niedotlenienia mózgu. Jednak to wszystko zauważyliśmy w porę, więc sytuacja została opanowana. Zaraz pielęgniarka przywiezie państwu dziecko do pierwszego karmienia. Spokojnie, niebezpieczeństwo już minęło. No, niech się pani uśmiechnie, urodziła pani śliczną córeczkę. – Poklepał po ramieniu Corinne i wyszedł z sali.
Ulga, jaką poczuła kobieta, była nie do opisania. Dosłownie kamień spadł jej z serca, a łzy szczęścia spłynęły po policzkach. Dante uścisnął żonę, ucałował ją w czoło, wciąż powtarzając, że już wszystko dobrze, że najgorsze minęło. Teraz już będą szczęśliwi.

~*~

Lekarz miał rację – ich córeczka rzeczywiście była śliczna. Corinne wydawało się, że to najpiękniejsze dziecko na świecie. Gdy otworzyła po raz pierwszy swoje cudowne jasnoniebieskie oczka, kobieta zakochała się w nich niemal od razu, tak samo jak w małym, zadartym nosku i ciemnych sterczących włoskach na czubku głowy. Tuliła dziecko w ramionach długie godziny, nie mogąc napatrzeć się na kolejny cud, którego znowu była świadkiem.
Chciało jej się śmiać. Tyle razy lekarz jej powtarzał, że nie ma szans na donoszenie ciąży, że nie uda jej się mieć kolejnego dziecka, że już nigdy nie zostanie biologiczną matką; a tu proszę! – w ramionach trzymała właśnie własną córeczkę, swój mały świat, który nosiła pod sercem ostatnie dziewięć miesięcy.
Dante prawie pękał z dumy, robiąc kolejne zdjęcia córce.
Zobacz, otwiera oczy! – powtarzał ciągle. – A ten nos ma po mnie! Nie przyznasz, że w ogóle urodę odziedziczyła po tatusiu?
Jasne, jasne – odpowiadała zawsze Corinne, uśmiechając się pod nosem.
A jak ją nazwiemy?
Kobieta zastanawiała się tylko chwilę.
Emily. Emily Whisper. Pasuje, nie sądzisz?

~*~

Obudziła się w środku nocy, mocno wystraszona. Miała wrażenie, że śniło jej się coś przerażającego, ale nie mogła sobie przypomnieć, co dokładnie. Usiadła, przetarła zmęczone oczy i spojrzała na zegarek. Dochodziła północ, co oznaczało, że szpital pogrążył się we śnie.
Podniosła się na chwilę i wyjrzała przez okno. Cienka warstwa śniegu przykryła ziemię, drzewa i dachy budynków. Cichutko z powrotem wślizgnęła się do łóżka, by nie obudzić pozostałych świeżo upieczonych mam, z którymi dzieliła salę. Jeszcze wyciągnęła rękę, by pogładzić po włosach Emily, gdy poczuła, że skóra dziecka jest zupełnie zimna.
Starała się nie panikować. Zapaliła lampkę i przyjrzała się córeczce. Wyglądała, jakby spała. Corinne jeszcze raz pogładziła małą po główce, czując pod palcami nieprzyjemny chłód.
Zrozpaczona nacisnęła guzik, po chwili na sali znaleźli się lekarze.
Ona jest zupełnie zimna... – jęknęła płaczliwie.
Inne matki obudziły się i z zaciekawieniem obserwowały, co się dzieje. Lekarze szybko zabrali łóżeczko i wybiegli na korytarz, a przestraszona Corinne, cała zalana łzami, sięgnęła drżącą dłonią po telefon i z trudem wykręciła numer do Dantego, który teraz zapewne smacznie spał w domu.
Halo? – Odebrał dopiero po kilku sygnałach. – Coś się stało?
Coś z Emily – wykrztusiła, chwiejnym krokiem wychodząc na korytarz. – Ona była zupełnie zimna, Dante... Oni ją zabrali, nie wiem, co się dzieje... Dante, przepraszam...
I rozłączyła się szybko, nie mogąc znieść myśli o gniewie jej męża. To znowu wszystko jej wina! Gdyby nie zasnęła albo obudziła się wcześniej, może zobaczyłaby, że z jej córeczką dzieje się coś złego...
Osunęła się po ścianie i zaniosła szlochem. Nie mogła stracić kolejnego dziecka, nie mogła przeżyć tego jeszcze raz.
Dante dojechał do szpitala w dziesięć minut. Gdy wpadł na korytarz, gdzie siedziała Corinne, naprawdę mocno się przeraził. Zrozumiał, że stało się coś bardzo, bardzo strasznego, ale nie był pewien, czy chce znać prawdę.
Co się stało? – spytał z rozpaczą w głosie. – Corinne, na miłość boską, powiedz coś...
Przyklęknął przy żonie, która siedziała na podłodze i bezgłośnie łkała, zasłoniwszy twarz swoimi długimi blond włosami. Położył jej rękę na karku i mocno przytulił.
Ona była taka zimna... – wykrztusiła w końcu. – Rozumiesz, Dante? Ona spała, a potem... Och...
Tak więc siedzieli w milczeniu długie minuty, obejmując się. Corinne zdążyła porządnie zmarznąć, więc Dante okrył ją swoją kurtką. Przenieśli się w końcu na niewygodne krzesła i czekali na jakiekolwiek wieści na temat Emily.
Kiedy wreszcie przyszedł do nich lekarz, zastał ich milczących; Dante gładził żonę po głowie, chcąc okazać jej w ten sposób wsparcie i dziwną akceptację całej tej sytuacji. Neonatolog odchrząknął cicho, a małżeństwo spojrzało na niego niepewnie, ze strachem w oczach.
Nie musieli o nic pytać – mina lekarza zdradzała wszystko.
Bardzo mi przykro... – powiedział powoli. – W tym przypadku nie udało nam się nic zrobić... Nagła śmierć łóżeczkowa.
Potem szybko zaczął tłumaczyć, że to niczyja wina. Po prostu noworodek umiera we śnie, bez żadnej konkretnej przyczyny. Podejrzewa się, że powoduje to wiele czynników: młody wiek matki, wcześniejsze poronienia, komplikacje w czasie ciąży i wiele innych. To zjawisko nie zostało do końca poznane.
Jednak ani Corinne, ani Dante nie chcieli go słuchać. Byli zmuszeni do tego, by jeszcze raz przeżyć koszmar, którego tak bardzo się obawiali.

~*~

Ponieważ zbliżały się Święta Bożego Narodzenia, małżeństwu pozwolono zabrać Ralpha na kolejne dwa tygodnie do domu. Corinne pragnęła, by wszystko było idealne, dlatego z pomocą chłopca przystrajała dom kolorowymi łańcuchami i światełkami, które tworzyły prawdziwą zimową atmosferę. Niestety, nie można było liczyć na to, by w tym roku spadł śnieg – pogoda wyjątkowo dopisywała, gdyż świeciło słońce, a na zewnątrz temperatura wynosiła około dwunastu stopni.
Mamo, a będę mógł upiec z tobą ciasto? – spytał Raphael dwa dni przed Wigilią.
Jasne, jakie chcesz? Proponuję czekoladowe, jest najlepsze i najsłodsze. – Ucałowała Ralpha w czubek nosa.
Była niezmiernie dumna z tego, w jaki sposób chłopiec się do niej zwracał. „Mamo” brzmiało tak... pięknie i dźwięcznie. Już od dawna nie słyszała tego zwrotu, a gdy wreszcie przyszło, wydało się czymś zupełnie naturalnym. Uwielbiała, gdy Raphael tak do niej mówił.
Patrząc, jak jej synek nieco niezgrabnie wspina się na krzesło, by ustawić stroik na szafce, wzruszyła się. Po śmierci Emily doszła do wniosku, że przestała być mamą i już więcej nie dostąpi tego zaszczytu. Po prostu przestała wierzyć w cuda. Nie przypuszczała, że adopcja z pozoru zupełnie obcego dziecka przeniesie jej tyle szczęścia.
W końcu miała kogoś, kogo mogła obdarzyć pokładami matczynej miłości. To było naprawdę niezwykle cudowne przeżycie.
Hm, zgoda. Ale z dużą ilością czekolady.
Z największą – przyznała Corinne, próbując się nie rozpłakać. – Możemy nawet zrobić napad na fabrykę, zobaczysz, będziemy mieć tyle czekolady, że wystarczy nam do końca życia.
Ralph zaśmiał się głośno, chwytając Corinne za szyję i przytulając się do niej.
A kiedy tata przyniesie choinkę?
Pewnie już dzisiaj, jak wróci z pracy.
A będzie duża?
Ogromna. Mam tylko nadzieję, że zmieści się w salonie.
A jak nie? – zmartwił się nagle Ralph. – A jak się nie zmieści, to co zrobimy? Święta bez choinki będą smutne... A przecież trzeba się cieszyć, prawda, mamo? – Pokiwała głową.
Będzie choinka, obiecuję. A jak się nie zmieści, to tata ją przytnie, by tylko weszła do salonu. Nie może być ani za wysoka, ani zbyt rozłożysta, bo będziemy mieli problem.
Mamo, a po co jest dodatkowe nakrycie?
Corinne postawiła Ralpha na podłodze i sięgnęła po skarpety, które zamierzała zwiesić nad kominkiem.
Dla niezapowiedzianego gościa, który może przyjść do domu. Ale nie martw się, tacy nie pojawiają się zbyt często.
A może zaprosimy tego pana, który niedawno był tutaj na obiedzie? – spytał niewinnym głosem Raphael, uśmiechając się szeroko.
Corinne zmarszczyła brwi, patrząc na chłopca podejrzliwie.
A skąd ty niby wiesz, że ktoś nas odwiedził? – spytała nerwowo. – Przecież ciebie z nami nie było tego dnia.
Ralph wyraźnie się speszył. Cały zarumieniony usiadł na kanapie i spuścił wzrok, zupełnie jakby nagle zainteresował się swoimi nowymi butami. W końcu jednak jedynie wzruszył ramionami.
Usłyszałem waszą rozmowę. Przepraszam, mamo.
Ralph posmutniał, a Corinne poczuła się perfidnie. Nie powinna używać takiego tonu do dziecka, które przecież przypadkiem usłyszało jej rozmowę z Dantem. Po prostu powinni następnym razem bardziej uważać. Kobieta nie chciała, by jej synek miał do czynienia z bezdomnym człowiekiem, którego przecież nie znała – mógł zrobić Ralphowi krzywdę, a do tego nie mogła dopuścić.
Nic się nie stało. – Złagodniała. – Nie przejmuj się. To ja przepraszam, nie powinnam tak do ciebie mówić...
Przytuliła chłopca, chcąc jak najbardziej załagodzić zaistniałą sytuację. Gdy tak siedzieli w ciszy wypełnionej przez cichy dźwięk kolęd puszczanych w radiu, nie mogła wyzbyć się wrażenia, że Raphael nie był z nią do końca szczery.

~*~

Na szczęście choinka z łatwością zmieściła się w salonie, a przyozdabianie jej trwało cały wieczór. Po raz pierwszy od dawna spędzali czas wszyscy razem, we trójkę. Dużo rozmawiali i śmiali się, atmosfera była naprawdę przyjemna, jednak Corinne i Dante mimowolnie myśleli o tym, jak wyglądałby ten dzień, gdyby ich dzieci żyły.
Jason miałby już osiem lat, a Emily ponad dwa. Siedmioletni Ralph idealnie pasowałby do ich pociech. Chociaż nie mogli poznać dobrze córki, to wiedzieli, że ich biologiczny syn dobrze dogadywałby się z chłopcem z domu dziecka.
W Wigilię postanowili wybrać się na długi popołudniowy spacer, który tylko podsyciłby apetyt na pyszną kolację, którą planowali rozpocząć późnym wieczorem. Gdy Corinne ubierała Ralpha, Dante po kryjomu schował prezenty do wiszących nad kominkiem naprawdę wielkich, czerwonych skarpet.
Gdy znaleźli się w parku naprzeciwko, zapadł już zmrok. Szli we trójkę, trzymając się za ręce, z Raphaelem pośrodku. Wdychali głęboko zapach świeżego powietrza, żałując, że nie ma śniegu. Niestety, tego roku zima nie zaskoczyła nikogo na Boże Narodzenie, a szkoda. Atmosfera bez białego puchu już nie była taka sama.
Patrzcie, jakie bezchmurne niebo! – Ucieszył się Raphael. – Widać wszystkie gwiazdy! A ta najjaśniejsza jak się nazywa?
Gwiazda Polarna – odparł Dante. – Słyszałeś, że jak widzi się spadającą gwiazdę, to trzeba pomyśleć życzenie? Wtedy podobno się spełnia.
A Gwiazda Betlejemska? – spytał nagle chłopiec.
Corinne i Dante popatrzyli na siebie niepewnie.
Cóż, ona pojawiła się tylko w czasie narodzin Jezusa. Chyba teraz jej nie ma na niebie... – powiedziała powoli kobieta.
Skoro jej nie ma na niebie, to gdzie jest?
Nastała nieznośnie długa cisza, ponieważ żadne z nich nie wiedziało, jak odpowiedzieć na pytanie dziecka.
Świeci w naszych sercach.
Dante zadrżał, gdyż doskonale znał ten głos. Jim, który pojawił się nie wiadomo skąd, stał kilka metrów dalej, oparty o konar drzewa. Wyglądał naprawdę przyzwoicie: ogolił się, chyba nawet umył, a jego lśniące oczy widać było z daleka. Biła od niego pewność i spokój, który od razu wyczuła Corinne.
Mimowolnie zasłoniła sobą Ralpha.
Dobry wieczór. – Jim ukłonił się nisko i podszedł do rodziny.
Małżeństwo zauważyło, że ubrał się też w porządniejsze rzeczy. Kobieta wolała się nawet nie zastanawiać, skąd je wziął – może ukradł? Albo znalazł na śmietniku? Jednak jedno musieli przyznać: prezentował się całkiem nieźle i pachniał mydłem, a nie potem i brudem.
Jak mija państwu wieczór? – spytał pogodnie, uśmiechając się dobrodusznie. – Ty pewnie jesteś Ralph! Chodź tu, chłopcze, niech ci się przyjrzę.
Nigdzie nie idź – rzekła nerwowo Corinne, przytrzymując chudą rączkę synka. – Czego pan od nas chce? – spytała ostro.
Jim wyraźnie się zmartwił i zmarkotniał. Cofnął się kilka kroków, zdjął czapkę z głowy i zaczął ją miętosić w wielkich dłoniach.
Najmocniej państwa przepraszam – wymamrotał speszony. – Nie chciałem się narzucać... Mam po prostu prezent dla małego, to nic wielkiego... – Sięgnął do kieszeni swojego porządnego płaszcza i wyjął coś niedużej wielkości, co zmieściło się w jego ręce. – To naprawdę drobiazg, sam wystrugałem. Proszę. – Podał prezent Corinne i znowu się wycofał, wciąż przygnębiony i zawstydzony.
Corinne spojrzała na podarunek. To była drewniana figurka przestawiająca Jezusa leżącego w żłóbku. Nagle miała ochotę zapaść się pod ziemię, że tak chłodno potraktowała naprawdę dobrodusznego człowieka, który wcale nie wydawał się taki zły czy groźny. Szczerze powiedziawszy, wtedy, gdy był u nich na obiedzie, sprawiał wrażenie naprawdę sympatycznego mężczyzny, który po prostu nie za bardzo potrafił poradzić sobie z codziennymi problemami.
Chciała jakoś załagodzić tę sytuację, ale nie za bardzo wiedziała, co powiedzieć. Zawisła między nimi krępująca cisza, ciężka i trudna do zniesienia.
Wtedy jednak poczuła drobną dłoń Ralpha, która ścisnęła jej rękę. Malec sięgnął po figurkę, którą dokładnie obejrzał przez swoje grube, okrągłe okulary, po czy zrobił kilka kroków do przodu i wyciągnął przed siebie ramię.
Bardzo dziękuję panu za prezent, jest naprawdę piękny. O wiele fajniejszy niż nasza choinka, którą tata przedwczoraj przyniósł do domu. To taki ogromny świerk, bardzo ładnie przystrojony. Może chciałby pan do nas przyjść i go zobaczyć? Przygotowaliśmy z mamą dodatkowe nakrycie, pewnie jest pan bardzo głodny, a my mamy tak dużo jedzenia, że wystarczyłoby na całą drużynę futbolową, a może i nawet coś by jeszcze zostało. To co, zgadza się pan?
Corinne poczuła, że oczy pieką ją ze wzruszenia. Że też jej siedmioletni syn był bardziej dojrzały od niej i Dantego! Zachował się naprawdę pięknie i mądrze, przez co kobieta spojrzała na niego z nieskrywaną dumą.
Ralph ma rację – rzekł po chwili zduszonym głosem Dante, który, tak jak żona, wzruszył się zachowaniem chłopca. – Mamy wystarczająco dużo jedzenia, dodatkowe nakrycie... Sądzę, że i łóżko się znajdzie, jeśli zajdzie taka potrzeba. No, zapraszamy cię w nasze skromne progi, Jimie...
Gdy mężczyzna się do nich zbliżył, wszyscy zauważyli, że i on miał łzy w oczach.
A nie będzie to problem? – upewnił się, patrząc na Ralpha, który dalej stał z ręką wyciągniętą w jego stronę.
Najmniejszy – zapewniła Corinne.
Jim nieśmiało uścisnął rękę Raphaela i pozwolił mu się poprowadzić w kierunku ich domu. Corinne i Dante zostali nieco z tyłu.
Niewiarygodne... – westchnął Dante, patrząc na żonę. – Czy ty to widziałaś?
I słyszałam – potwierdziła, kręcąc głową. – On wie o Jimie – nagle stwierdziła. – Usłyszał naszą rozmowę na jego temat i kilka dni temu spytał się, czy nie możemy go zaprosić na Wigilię... A teraz proszę, patrz, spełniło się to, o czym on mówił. Niewiarygodne...
Ale... – zaczął nagle Dante, marszcząc brwi. – Przecież my nie rozmawialiśmy o Jimie, a na pewno nie wtedy, gdy był u nas Ralph. Przecież nie było go tutaj od miesiąca, a w ostatnich dniach nie poruszaliśmy tej sprawy...
Corinne poczuła, jak coś ciężkiego spadło na dno jej żołądka. Spojrzała niepewnie na Ralpha, który kilka kroków przed nimi wciąż prowadził Jima za rękę i coś opowiadał mu tym swoim słodkim, dziecięcym głosikiem.
Przecież by mnie nie okłamał – jęknęła. – Nie mógłby... Zresztą, skąd on by wiedział o Jimie, skoro nigdy nie miał okazji go poznać?
Oboje spojrzeli na siebie z przestrachem.
Wiesz, kochanie – zaczął niepewnie Dante – mam wrażenie, że chcemy zaadoptować niezwykłe dziecko, w pełnym tego słowa znaczeniu.

~*~

W salonie unosił się apetyczny zapach czekoladowego ciasta, które wczorajszego dnia przygotowywali Corinne i Ralph. W rogu stała choinka, teraz rozświetlona długimi łańcuchami światełek, a nad kominkiem wisiały wypchane prezentami skarpety. Cała czwórka po odmówieniu modlitwy usiadła do stołu, by skosztować wszystkich potraw, jakie zostały przyrządzone specjalnie na dzisiejszy wieczór.
Mamo, proszę, pokaż panu Jimowi zdjęcia Jasona i Emily – nagle powiedział Ralph.
Kobieta spojrzała zaskoczona na chłopca. Oczywiście, Raphael wiedział o zmarłych dzieciach małżeństwa, jednak do tej pory nie poruszał tej kwestii, a już z pewnością nie proponował oglądania zdjęć bezdomnemu, którego przyprowadzili na wigilijną kolację.
Nie sądzę, żeby Jim chciał oglądać... – próbował wyperswadować ten dość nietypowy pomysł chłopca Dante, ale ich gość pokręcił głową.
Ależ jak bardzo chętnie obejrzę te wszystkie zdjęcia!
Corinne podniosła się i wyciągnęła z półki album. Jeszcze jakiś czas temu pewnie zaczęłaby płakać, przeglądając wszystkie zamieszczone tam fotografie, jednak jakoś wyleczyła się z tego nawyku. Od kiedy w jej życiu pojawił się Ralph, znacznie łatwiej było jej rozwiązywać swoje problemy. Nawet udało się jej – och, jakie jej, im! – uratować to małżeństwo. Dante wrócił z kanapy w salonie do ich sypialni; musiała przyznać, że obecność chłopca bardzo pozytywnie wpływała na całą ich niedużą rodzinę, w szczególności na jej relacje z mężem.
To Jason. Mamy mnóstwo jego zdjęć, bo robiliśmy je bardzo często, przez pięć lat. Niestety, Emily zmarła dzień po porodzie, więc zostało po niej niewiele fotografii. O, tutaj to Jason zaraz po narodzinach. Od razu miał dużo blond włosów na czubku głowy – zaśmiała się Corinne, podając album gościowi.
Ale śmieszne! – Ralph wstał i pokazał palcem na Jasona, który spał z kciukiem w ustach. – A to Emily?
Tak, jej pierwsze zdjęcie, chwilę po narodzinach. – Dante uśmiechnął się na widok czerwonego, zapłakanego bobasa. – Przysięgam, że godzinę później ta mała umiała się już uśmiechać, i to jak szeroko! Oczywiście, zawsze na mój widok. – Wyszczerzył zęby w uśmiechu.
Tu Jason skończył pięć lat. Dostał wtedy w prezencie od taty konia na biegunach.
Wszyscy zaraz po obejrzeniu wszystkich zdjęć – a wbrew pozorom było ich całkiem sporo – dokończyli kolację, po czym zaczęli śpiewać kolędy. Niewiele rozmawiali, jednak każdemu wydawało się, że słowa wypowiedziane na głos były w tamtej chwili zupełnie niepotrzebne.
Czasem po prostu nie trzeba nic mówić, by ktoś inny cię zrozumiał.

~*~
Jestem naprawdę szczęśliwa, że udało mi się dodać ten rozdział jeszcze w 2014 roku :). Nie pisało mi się go jakoś bardzo ciężko, ale przyznam, że wymagał ode mnie sporo czasu i pracy. Wracam, moi drodzy, piszę trochę więcej, mam nadzieję, że zrobię trochę zapasu przed następną publikacją rozdziału, ponieważ ani ja nie czuję się komfortowo, gdy wiem, że mijają ponad dwa miesiące od ostatniej aktywności na blogu, ani pewnie Wam nie chce się czekać tyle na kontynuację, bo powoli zaczyna się zapominać o głównym wątku. Dlatego mam nadzieję, że w przyszłym roku - a to już niedługo ;) - znajdę trochę więcej czasu na tworzenie.
Do napisania! - Wasza Elif

15 komentarzy:

  1. Bardzo sie ciesze, ze napisałas rozdział. Kaki sylwester, taki cały rok podobno,a wiec mam nadzieje,ze u cienie bedzie obfitował w wenę (tzn.dzien sylwestrowy,nie sama impreza). Nie spodziewałam sie, ze Corine i Dante mieli jeszcze jedno dziecko, kurcze, ma, nadzieje,ze juz nie szykujesz zadnej tragedii... Cicha smierc, ale nie mniej okrutna, dlaczego tak robisz... Ech, nieładnie. Ralph jest taki dziwny, mowi dojrzałej niz wszyscy dorośli w tym opowiadaniu, zaczynam sie jego wręcz bać. No i zdziwiło mnie,ze Jim jest tak elegancko ubrany i w ogole. Zapraszam na nowosc na zapiski-condawiramurs.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, mam nadzieję, że w tym roku będę miała więcej weny i zapału do pisania niż w ostatnim :)
      W sumie pomysł na drugą ciążę przyszedł jakoś w ciągu pisania, a spodobał mi się (ech, ale to sadystycznie brzmi ;c) i postanowiłam wpleść go w fabułę.
      Tak, to okrutne, ale w końcu takie rzeczy dzieją się w życiu, niestety.
      Rany, a myślałam, że chociaż w tym rozdziale trochę ten Ralph zdziecinnieje, a tu nic nie wyszło ;( Następny rozdział sprawdzę pod tym względem nawet milion razy, żeby nie było znowu takiej wtopy ;/
      Nie wiem, czy ktoś zauważył, ale Jim, za każdym kolejnym razem, gdy się pojawia, wygląda coraz lepiej ;3
      Dziękuję za komentarz :)

      Usuń
  2. Nie skomentowałam poprzedniego rozdziału, więc przydałoby się o tym coś napisać ^^;;
    Cóż, nieco tragedii tutaj, w sumie to nawet dużo... lubisz się znęcać nad bohaterami, co nie? Daj im trochę wytchnienia, bo obojgu wysiądzie niedługo serce! Tzn. nie żeby mi to przeszkadzało, lubię smutne rzeczy w opowiadaniach i w ogóle, czemu nie, spodobałaby mi się śmierć Dantego z powodu zawału serca albo coś w tym stylu, zresztą wiesz, istnieje ogromna ilość sposobów na dramatyczne zakończenie żywotu bohatera... ale okej, już siedzę cicho, przechodzę dalej ;__;
    W sumie to mnie zaskoczyła ta druga (druga, tak? straciłam rachubę chyba) ciąża Corinne, serio się tego nie spodziewałam ;__; Anyway, trochę szkoda Emily, no i Dantego i Corinne oczywiście też, mam więc nadzieję, że na tym tragedie się skończą?
    Raphael jest straszny, straszny przez duże S. Dziecko diabła, to pewnie tylko pozory, co nie? ^^;; A tak na serio, to z każdym rozdziałem zaczyna być coraz bardziej dziwniejszy... tak samo Jim, tylko że w tym przypadku zaczynam go bardziej lubić, a z Ralphem to mam jakoś odwrotnie. O, i wiesz, stawiałam na jakieś wielkie łzy rozpaczy Corinne, kiedy oglądali ten album, cóż, co za dużo dramatu to niezdrowo, więc w sumie dobrze, że zachowała spokój.
    Jakoś żadnych błędów nie wypatrzyłam, więc pewnie ich nie było, plus dla Ciebie ^^;;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Redbird, jeżu, myślałam, że ómarłaś, a Ty żyjesz <3
      Czy ja wiem, czy lubię... Po prostu lepiej mi idzie zabijanie niż prowadzenie normalnej akcji ;D
      A tak narzekałaś na Corinne, że tyle jęczy i płacze, a teraz sama przyznajesz, że niedługo jej serce wysiądzie! Coś tu nie tak, moja droga ;p Gdzie Twoja niewrażliwość?
      Ech, nie zabiłam Dantego (hehehe, już skończyłam pisać "Anielskie..." ^^). Biedna Redbird...
      Tak, druga ciąża. I dobrze, że się nie spodziewałaś, wreszcie jakiś element zaskoczenia się tu wkradł. I nie, niestety, to wszystko się jeszcze nie skończyło, ale problemy z pewnością nie będą tak wielkie jak wcześniej.
      Jak tak bardzo chcesz, to Ralph może zniknąć, nie będziesz się tak męczyła ;D Tylko musisz mnie przekupić odpowiednią ilością czekolady.
      Dziękuję za opinię :)

      Usuń
  3. wyszłam z wprawy pisania długich komentarzy, więc wybacz, ale będziesz musiała się zadowolić tym z mojej strony :D
    ten koszmar przeżyłam razem z Cori. na początku tak okropnie bałam się o Emi, potem cieszyłam się, że nic jej nie jest, a następnie pogrążyłam się w żałobie. na szczęście krótkiej, bo nie poświeciłaś tyle na żałobę po Emi jak po Jasonie, ale to chyba lepiej dla mnie i mojego wrażliwego serduszka. (pamiętasz, jak kiedyś pisałam, że w opowiadaniach jest zbyt mało dziewczynek? nadal tak sądzę :) )
    w tym rozdziale kolejny raz potwierdziłaś to, że Rafi to cudowne dziecko (tak, wiem, nie lubisz, gdy tak zdrabniam jego imię, ale co ja biedna poradzę, że w jego imieniu mylą mi się literki i nie umiem go przeczytać :D ) Cori miała prawo bać się o synka, przecież Jim jest dla niej obcym człowiekiem. jednak dobre, że okazało się, że nie miał złych zamiarów (mam nadzieję, że się to nie zmieni!). swoją drogą bardzo mnie ciekawi ten Jim. tyle razy w ich życiu pojawiał się jakiś człowiek o imieniu Jim i tych niebieskich oczach. to nie może być przypadek. a w dodatku Rafi tak go polubił. nie wiem co o tym myśleć.
    nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że pomiędzy Cori a Dante już wszystko się ułożyło i jest dobrze. są szczęśliwi tak jak dawniej. mimo że los wystawił ich na ciężkie próby.
    czekam na kolejny rozdział, papatki :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeżeli uważasz, że za mało w opowiadaniach dziewczynek, to poczekaj jeszcze trochę, a napiszę coś o jakiejś małej i jeszcze Ci się odechce o nich czytać ;D
    Ech, cudowne, cudowne ;3 (a gdzie "cudowniuścieńkie"? XD)
    Jim - niestety, tutaj nic nie mogę zdradzić, bo cały element zaskoczenia wyparuje albo pryśnie jak bańka mydlana.
    Ja też cieszę się ich szczęściem :)
    Dziękuję za komentarz :)

    OdpowiedzUsuń
  5. o, fajnie by było. proszę o miniaturkę, żeby Cię zbyt nie męczyć. a dziewczynka niech ma na imię Antosia :P
    cudownościowe!! Ty chyba nigdy "Władców much" nie oglądałaś!
    z czasem sama się dowiem co z tym Jimem :)
    łii - cieszmy się razem ich szczęściem! łii - (tak bardzo bez chłopaka)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie, miniaturek nie piszę. I żadnej Tosi nie będzie ;D Antosi też.
    No, masz rację, nie oglądałam i jakoś się do tego nie palę. (A nie pisze się "Włatcy móch" czy jakoś tak?)
    łiiii, masz rację, cieszmy się!

    OdpowiedzUsuń
  7. ych, foch! niby czemu? to chociaż 0,25 wątku na pół strony, byleby z Antosią :)
    ale to je fajne! i chyba nie, pisze się normalnie :)
    łiiii! łiii!

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie wiem, czy mnie jeszcze pamiętasz, Elif? Tak, twoja marnotrawna Czytelniczka powraca z komentarzem. Wybacz, tę długotrwałą nieobecność, ale miniony rok był dla mnie średnio ciekawy. Praktycznie zniknęłam z blogosfery.Musiałam się poświęcić prywatnym sprawom, dlatego też z rzadka, jeśli w ogóle miałam głowę do pisania komentarzy. Ba, ostateczną kroplą goryczy, która przepełniła czarę było zawieszenie mojego bloga o dalszych losach bohaterów książek w grudniu. Muszę zacząć od podstaw, czyli niejako od nowa odświeżyć go całkowicie no i napisać zapas rozdziałów o szkole w Tuluzie. Mam nadzieję, że uda mi się spełnić wszystkie założenia i zaskoczyć Czytelników. Trochę to pewnie potrwa, dlatego w ramach powrotu do dawnej formy zaplanowałam pewien rodzaj niespodzianki. Swoistą odmianę. Tym razem to, co będę pisać od początku do końca pozostanie li i jedynie mojego autorstwa. Jestem ciekawa, jak przyjmiesz ten pomysł. Nie wiem, czy lubisz historie kryminalne, szczególnie z kobietami w roli głównej? Na razie, powiem tyle, szczegóły wkrótce.Dobrze, pora na skomentowanie twojej twórczości, po to w końcu się tu pojawiłam, czyż nie? Co mogę powiedzieć? Masz naprawdę spory talent, gdy czytałam o ponownej tragedii naszego małżeństwa, to miałam dreszcze. Najpierw tragiczny wypadek syna, potem ta nagłą śmierć maleńkiej Emilki. Cóż, życie jest okrutne dla niektórych, z kolej innych obdarza łaskami. Mam takie wrażenie, że Corinne i Dantego uratuje wiara. Nie bez przyczyny na ich drodze pojawili się Jim i Ralph. Ten pierwszy jest ucieleśnieniem dojrzałej wiary w Boga. Trochę jakby próbą tego, w co wierzą bohaterowie, dlaczego to robią. Natomiast chłopiec to niezwykły dar dla nich obojga. Znowu mogę, dzięki temu poczuć rodziną. Nieco patetycznie zabrzmiały moje słowa. No, ale sama nie ukrywasz, że wprowadzasz tutaj wątki i idee oparte na wierze i religii. Obyś była wyrozumiała i nie usunęła mojego komentarza. Obiecuję poprawę, naprawdę. Podobnie jak Ty pełny powrót do blogosfery, ponieważ uwielbiam pisać. jak to dobrze, że podałaś już datę publikacji kolejnego epizodu. Możliwe, że dla nas obu najbliższe dni okażą się owocne w wenę. Najlepsze życzenia w Nowym Roku 2015!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie rozumiem, dlaczego miałabym usuwać Twój komentarz. Ja sama zalegam u niektórych znacznie dłużej niż Ty u mnie. Wiem, jak to jest z czasem i weną, a ona jest potrzebna nawet do pisania komentarzy :)
      Tak, w znacznym stopniu wiara pomoże im rozwiązać dotychczasowe problemy, ale na tym skończę swoje spoilery i po prostu napiszę, że na resztę trzeba jeszcze zaczekać ;)
      Masz rację, wprowadzam tego typu wątki, bo chcę trochę przełamać schemat pisania o aniołach jako (nie)ludzi walczących ze złem i duchami ciemności. Dlatego wcześniej zaznaczyłam, że to może się niezbyt spodobać ateistom.
      Mam nadzieję, że najbliższe dni ułożą się pod tym względem jak najlepiej :)
      Ja również życzę wszystkiego najlepszego :)
      Dziękuję za komentarz :)

      Usuń
  9. Ogarnij się, moja droga, to miejsce publiczne :D Odstraszysz mi jeszcze potencjalnego Czytelnika XD

    OdpowiedzUsuń
  10. Czemu mam wrażenie, że Jim i Ralph się znają?

    OdpowiedzUsuń