Minęły dokładnie dwa tygodnie od feralnego
wydarzenia nad brzegiem Derwentu. Mimo wszystko Corinne często myślała o
tajemniczym mężczyźnie, który tamtego dnia ją zaczepił. Chociaż niemal
codziennie siadywała w tym samym miejscu, ani razu go nie ujrzała. Ze
zdziwieniem przyznała, że chętnie spotkałaby go jeszcze raz, jednak bała się,
że znowu z przerażenia odejmie jej mowę.
Tak i było tamtego wtorku, gdy co chwilę odrywała
wzrok od „Dumy i uprzedzenia”, by uważnie rozejrzeć się dookoła w poszukiwaniu
wysokiego i niezwykle przystojnego mężczyzny. Sama się sobie dziwiła, bo nigdy
czegoś takiego nie przeżyła – nie miała w zwyczaju wyczekiwać na jakiegoś
mężczyznę.
Głupia jestem, pomyślała ze złością, zamykając z
trzaskiem książkę. Dlaczego miałaby spotkać Dantego po raz drugi? Derby to duże
miasto, a ich spotkanie było przypadkowe i istniała nieduża szansa na ponowną
rozmowę.
Corinne podniosła się i schowała książkę do torby.
Znowu zbierało się na deszcz, więc w Myszkę wstąpiła nadzieja, że jeszcze
zobaczy Dantego. W końcu ich ostatnie spotkanie właśnie tak wyglądało – ten
tajemniczy mężczyzna przyszedł w porze deszczu. Historia jak z bajki o
„Kopciuszku”, pomyślała z cieniem uśmiechu na ustach. Przez moment stała,
znosząc pierwsze krople deszczu spływające jej po karku. Gdy jednak zmarzła i w
dodatku przemokła do suchej nitki, postanowiła ukryć się w pobliskiej kawiarni.
I tak go nie zobaczę, pomyślała ze smutkiem.
Tajemniczy Dante Whisper niezwykle ją intrygował i
nieco żałowała, że dwa tygodnie temu tak szybko od niego uciekła. Gdyby nie ta
nieśmiałość…
Biegiem pokonała odległość dzielącą ją od kawiarni
„Caelum”. Gdy tylko pchnęła drzwi i wpadła do środka, poczuła zapach ciepłej
szarlotki i kawy. Uśmiechnęła się do siebie, zajmując wolny stolik. Spuściła
wzrok i wyjęła z powrotem książkę.
Lubiła to miejsce. Często kiedyś przychodziła tu z
tatą, by móc napić się gorącej czekolady. Kilka razy spotkała się w „Caelum” ze
swoją dobrą koleżanką, temperamentną Faith. Zazwyczaj jednak – dokładnie od
sześciu miesięcy – przesiadywała tu sama, potrafiąc wypić kilka kubków gorącej
czekolady na raz.
Kelnerka Plum podeszła do stolika i z uśmiechem
spytała:
– To, co zawsze?
Corinne pokiwała głową. Za każdym razem zamawiała to
samo – kubek gorącej czekolady i duży kawałek ciasta z jagodami.
Pochyliła się nad książką, izolując od świata
długimi blond włosami. Usiadła w kącie, by nikt jej nie dostrzegł; nigdy nie
lubiła rzucać się w oczy. Słuchała uważnie spokojnej muzyki lecącej z
głośników, próbując skupić się na tekście. Coś jej jednak przeszkadzało, ale
nie potrafiła określić, co to było.
I w dodatku trzęsła się z zimna. Oczami wyobraźni
już widziała siebie, jak leży z gorączką w łóżku, nie mogąc się ruszyć. Woda
skapywała jej z włosów na stolik, a ubranie przyległo do ciała. Po co czekała
na Dantego, skoro wiedziała, że i tak go nie spotka?
Nagle zezłościła się na mężczyznę. Doskonale,
jeszcze się przez niego przeziębi!
– Proszę, oto pani zamówienie. – Nagle przed Corinne
pojawił się kubek gorącej czekolady, ciasto jagodowe i filiżanka kawy.
Corinne zmarszczyła brwi.
– Nie zamawiałam tego – mruknęła.
Plum wzruszyła ramionami, ale dziwny uśmiech wstąpił
na jej usta.
– Tamten pan kazał mi to zaoferować – powiedziała
kelnerka, patrząc w bok.
Corinne spojrzała w tamtym kierunku. Jej serce nagle
zamarło, gdy zobaczyła Dantego, siedzącego z gazetą w dłoni. Mężczyzna patrzył
na nią uważnie, uśmiechając się lekko.
Plum nagle zniknęła, zostawiając Corinne samą z
walącym sercem i rumieńcem zakwitającym na bladej twarzy.
Gdy Myszka zobaczyła, że Dante powoli wstaje i
kieruje się w jej stronę, nagle zapragnęła zapaść się pod ziemię. Mimo że w
głowie układała sobie miliony razy scenariusz ponownego spotkania z Dantem, to
gdy do niego doszło, straciła całą pewność siebie, jaką w sobie uzbierała przez
ostatnie dwa tygodnie.
– Witaj, Corinne – powiedział powoli Dante, stając
naprzeciw jej stolika. – Już myślałem, że mnie nie zobaczysz. Mogę się dosiąść?
Myszka pokiwała głową, spuszczając wzrok. Co się z
nią działo? Tyle razy wyobrażała sobie to spotkanie, a teraz nie potrafi
wykrztusić nawet słowa!
Dante usiadł naprzeciw niej, wpatrując się uważnie w
Corinne. Sam nie wiedział dlaczego, ale nieśmiała i skryta dziewczyna
fascynowała go. Była bardzo ładna, ale też cicha i spokojna.
– Znowu wyglądasz na smutną. Odnoszę wrażenie, że to
przez moją obecność. A może ta kawa ci nie smakuje?
– Nie lubię mrożonej – cichutko wyszeptała Corinne.
– Ale nie bierz tego do siebie!
– Nie ma problemu. Sam wypiję. – Dante wyszczerzył
zęby w uśmiechu. – Hej, nie lubię, gdy kobieta jest smutna, a ty wydajesz się
być wręcz zrozpaczona. Co się stało, jeśli mogę spytać?
Corinne nie chciała, by Dante zadawał jej takie
pytania. Nie znała go, nie wiedziała, jaki jest, więc co miała mu powiedzieć?
Że cierpi po śmierci ojca? Że jest zupełnie sama? Że przeraża ją ten dziwny
ścisk w żołądku, który pojawia się na widok mężczyzny?
– Nic – odparła cicho. – Proszę, nie zadawaj mi
pytań…
Znowu robiła z siebie idiotkę. Co to w ogóle za
prośba? „Nie zadawaj mi pytań”… Tylko się kompromitowała; zresztą jak zawsze
przy nieznajomych. Ale akurat teraz, gdy nowo poznany mężczyzna był naprawdę
intrygujący, musiała zrobić wstyd. Ach, gdyby nie była tak chorobliwie
nieśmiała!
– Co tutaj robisz? – spytała nagle, nim zdążyła się
ugryźć w język.
Co w nią wstąpiło? Nigdy nie była niegrzeczna, a tu
nagle, z nerwów, wystrzeliła z tym pytaniem takim tonem, jakby oskarżyła go
właśnie o jakieś morderstwo.
Dante jednak najwyraźniej się tym nie przejął, bo
uśmiechnął się szeroko, jakby właśnie Corinne zaproponowała mu darmowy wyjazd
do Paryża na tydzień.
– Czekałem na deszcz.
Corinne zaśmiała się nerwowo.
– Nie żartuj – poprosiła, ośmielając się podnieść
wzrok znad kawy.
– No dobrze, czekałem na ciebie. No wiesz, nie
mogłem się powstrzymać, więc tu przyszedłem i liczyłem, że też zawędrujesz do
tej kawiarni. I zobacz, jesteś tutaj, ja też, więc mogłabyś się uśmiechnąć z powodu
tego szczęśliwego zbiegu okoliczności.
Corinne zaśmiała się lekko, kręcąc głową.
– Jesteś niemożliwy.
– Jeszcze mnie nie znasz. – Wyszczerzył zęby w
uśmiechu. – Ale od czego jest rozmowa?
Corinne zarumieniła się, ściskając w dłoniach ciepły
kubek z czekoladą.
– Możemy zacząć od pytania, dlaczego ciągle jesteś
smutna. Uwierz mi, że masz bardzo ładny uśmiech, a w ogóle z niego nie
korzystasz.
Corinne znowu zachichotała, dziwiąc się sobie.
– Nie znam cię – mruknęła, patrząc się w ciemne oczy
mężczyzny.
Dante wywrócił oczami.
– Nazywam się Dante i mam dwadzieścia jeden lat.
Razem ze znajomym otworzyliśmy niedawno małą fabrykę zabawek. Rzuciłem studia
prawnicze na rzecz tego biznesu, czego moi rodzice nie potrafią mi wybaczyć.
Mieszkam na obrzeżach Derby, w dwupokojowym mieszkanku. Już znasz mnie lepiej,
widzisz?
Corinne wywróciła oczami. Co miała zrobić? Dante wydawał
się być śmiały, wesoły i doprawdy rozbrajający swoim optymizmem, ale co miała
poradzić na to, że kompletnie nie potrafiła mu zaufać? Do tej pory miała
zaledwie dwoje przyjaciół – swojego tatę i Faith. Ale od śmierci Stevena
została sama, bo Faith wyjechała do Londynu i rzadko ją odwiedzała.
– Dalej jesteś przerażona, Corinne. Posłuchaj –
pochylił się nad stolikiem – co powiesz na to, że ja ci dam swój numer, a ty mi
swój, i za kilka dni się spotkamy?
– W sensie randka? – spytała oszołomiona Myszka,
otwierając oczy ze zdziwienia.
– Tak.
Poczuła ścisk w żołądku, przez co zrobiło się jej
niedobrze. Tak szybkiego obrotu spraw się nie spodziewała. W dodatku kolana jej
zmiękły, a na policzki z powrotem wstąpił rumieniec.
– Obiecuję, że się postaram. – Dante znowu się uśmiechnął.
Jego pewność siebie strasznie przytłaczała dziewczynę. – I żebyś się nie bała,
że nic złego ci nie zrobię, to spotkamy się tutaj, dobrze? Tylko mam widzieć
uśmiech, jasne? Bo bardzo ładnie się uśmiechasz.
Corinne wywróciła oczami, ściskając w dłoni kubek z
chłodną już czekoladą. Dante mimo wszystko był rozbrajający. Chociaż jego widok
powodował u Myszki milion reakcji stresowych, to nie mogła się nie uśmiechnąć.
Z pewnością bardzo się ucieszyła na zaproszenie.
– To jak? Zgadzasz się, Corinne?
Dziewczyna uśmiechnęła się promiennie i pokiwała
głową.
Od śmierci taty chyba jeszcze nie była tak
szczęśliwa.
– Dante, ten
chłopczyk jest cudowny!
Corinne
westchnęła, opadając na fotel w samochodzie. Właśnie wracali do domu,
rozmawiając o Domu Dziecka i małym Raphaelu. Dante stukał nerwowo paznokciami o
kierownicę, słuchając zachwyconej żony.
– Rozmawiałam z
nim. Nawet sobie nie wyobrażasz, jaki jest niesamowity!
Corinne
uśmiechała się tak szeroko, że Dante aż się zdziwił, jak ten chłopczyk zadziałał
na jego żonę. Mimo wszystko wciąż był sceptycznie nastawiony do tego
wszystkiego.
– Corinne, to
był pierwszy raz. Nie znasz go.
– Ale go poznam
– uparła się kobieta, wbijając w męża wzrok. – Posłuchaj, to jest dziecko,
którego szukamy. Dante, gdybyś z nim porozmawiał…
– Chyba musimy się jeszcze zastanowić, czy powinniśmy podejmować się tej adopcji –
powiedział rzeczowo Dante, parkując samochodem pod ich domem.
Corinne nie
rozumiała męża. Miliony razy rozmawiali o tym, że chcą dziecka. Dante nie był
pewien, owszem, ale w końcu się zgodził. Może trochę niechętnie, ale Corinne i
tak miała nadzieję, że Dante zmieni zdanie, gdy poznają odpowiednie dziecko.
Wysiedli z auta,
milcząc uparcie. Corinne nie rozumiała Dantego – dlaczego dopiero teraz jej
powiedział, że nie jest pewny adopcji?
Corinne bardzo
chciała uratować ten związek. Oboje pragnęli dziecka, więc kobieta
zaproponowała adopcję. Dante, mimo że na początku bardzo sceptyczny, w końcu
się zgodził. A teraz mówi jej, że on musi się zastanowić!
Corinne była
niemal pewna, że powinni zaadoptować Raphaela. Chłopczyk po prostu był
niesamowity. Pokochała go niemal od razu, można by rzec, że i od pierwszego
wejrzenia. Gdyby Dante go poznał, porozmawiał z Ralphem…
Gdy znaleźli się
w dużym salonie, Corinne opadła na miękką skórzaną kanapę. Mierząc wzrokiem
Dantego, spytała:
– Dlaczego tak
nagle zmieniłeś zdanie? Rozmawialiśmy…
– Nie jestem
pewien, czy nadajemy się na rodziców. Czy nie jest za wcześnie… Corinne, musimy
jeszcze przejść przez masę testów, rozmów z psychologami, musimy poznać bliżej
to dziecko… Czy jesteś gotowa na to wszystko?
– Tak, Dante,
tak. Nie rozumiesz, że ja pragnę tego dziecka? Przecież oboje chcieliśmy być
kiedyś rodzicami…
Corinne załamał
się głos.
– No właśnie –
mruknął chłodno Dante. – Kiedyś.
Corinne schowała
twarz w dłoniach. On jej nie wybaczył.
Ciężko było jej
to wszystko znosić. Dante wciąż był na nią zły, ciągle się do czegoś
przyczepiał. Nie miała już siły na to wszystko; czasem po prostu chciała wyjść
na kilka godzin, by móc na spokojnie przemyśleć te wszystkie sprawy dotyczące
ich życia, a potem zrobić to, co trzeba.
Tylko co należało uczynić?
Bała się jednak,
że tym sposobem dojdzie do wniosku, że to koniec i powinni się z Dantem
rozstać. Ale ona kochała męża i nie wyobrażała sobie życia bez niego. Znowu
miałaby być sama? Zupełnie samotna, opuszczona? Tak bardzo bała się samotności…
Nie chcę go stracić.
– Dante, czy ty
naprawdę nie rozumiesz, że ja chcę uratować nasze małżeństwo? Dlaczego ty
ciągle mi to utrudniasz?
Łzy spływały jej
po twarzy, bo nie była w stanie ich już powstrzymywać. Cała jej radość i
euforia, towarzyszące podczas podróży do domu, zupełnie wyparowały; teraz
zastąpiła je zwykła bezsilność. Już nie dawała rady.
– Dziecko nie
jest lekarstwem na nasze problemy – powiedział powoli i chłodno Dante. – Nie
myśl, że gdy zaadoptujemy Raphaela, to wszystko zniknie i będzie jak w bajce,
Corinne. Nie pokładajmy tyle nadziei w chłopcu, którego nawet dobrze nie znamy.
Kobieta
przygryzła wargę. Co, jeśli Dante miał rację? Co, jeśli ich związku nie da się
już uratować? Byli małżeństwem osiem lat i te wszystkie wspólne, naprawdę
szczęśliwe chwile miałyby odejść w niepamięć?
Może to już
koniec?
Nie myśl tak, Corinne.
Kiedy to się
stało? W którym momencie wszystko zaczęło się sypać? Kiedyś byli tak szczęśliwi,
a teraz zostały tylko wspomnienia i ból. Dlaczego ta historia miała się tak
skończyć? Corinne nie chciała, by ich małżeństwo się po prostu rozpadło. Za
bardzo kochała Dantego, by teraz pozwolić mu odejść.
– Porozmawiajmy
– poprosiła roztrzęsionym głosem. – Proszę, usiądźmy i po prostu porozmawiajmy.
– Jak dawniej? –
nagle spytał bezbarwnym głosem Dante.
Kiedyś wszystko
było proste, pomyślała nagle Corinne. Ich rozmowy nie przeradzały się w kłótnie
o błahostki, z ich ust nie sączyły się złość i sarkazm, potrafili znaleźć jakiś
kompromis.
Dlaczego teraz
było tak trudno?
Jednak Corinne
widziała nadzieję w kolejnych rozmowach. Po prostu nie mogą wciąż na siebie
krzyczeć. Muszą zachować spokój i najzwyczajniej na świecie normalnie
porozmawiać. Dlatego też Corinne wzięła głęboki wdech i cichym, opanowanym już
głosem potwierdziła:
– Jak dawniej.
Może jeszcze wszystko da się uratować?
~*~
Te święta dobrze wpłynęły na moją wenę - piszę, piszę i nie mogę przestać.
Chyba milion razy coś poprawiałam w tym rozdziale, coś kasowałam, dodawałam, myślałam i... stwierdziłam, że już nic nie ulepszę, ponieważ to, co chciałam pokazać w tym rozdziale, zostało przedstawione. Tylko wydaje mi się, że przesadziłam z tymi emocjami; to się powoli robi niesmaczne. Naprawdę. Taka mała ilość tekstu - całe cztery strony (!) - a tyle uczuć. Chciałam jakoś powiększyć objętość tego rozdziału, no i mi się udało, bo w pierwotnej wersji miał trzy strony.
Nie wiem, co się ze mną dzieje - kiedyś ledwo mieściłam się w siedmiu stronach.
Nie umiem już wyłapywać błędów, bo znam ten tekst na pamięć, więc hejtujcie do woli.
Następny rozdział pewnie pod koniec miesiąca albo na początku grudnia.
No chyba że znowu nagle znajdę czas na pisanie, ale na to się niestety nie zanosi.
Liczę na szczere opinie.
Uwielbiam tą historię! :)
OdpowiedzUsuńŚwietnie piszesz, Twoi bohaterowie są bardzo naturalni. ;)
Trochę mi tylko zgrzytało, kiedy Corinne wywracała oczami, bo nie jest to raczej przyzwyczajenie osób nieśmiałych.
Poza tym, mała pomyłka:
,,Gdyby Dante go poznał, porozmawiał z Ralphem…''
A potem:
,,Nie myśl, że gdy zaadoptujemy Raphaela, to wszystko zniknie i będzie jak w bajce, Corinne.''
W takim razie: Raphael, czy Ralph. xD
Jestem bardzo ciekawa, co doprowadziło do tego zaostrzenia się kontaktów w związku Corinne i Dantego. :)
Te wspomnienia na początku są niesamowite.
Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, życzę dużo weny. <3
Pozdrawiam,
Carmen.
Ralph to zdrobnienie od Raphaela ^^
UsuńWszystko wyjaśni się później, obiecuję ;) Dziękuję za opinię i również pozdrawiam ;D
Nareszcie nowy rozdział :) Retrospekcje są świetne i to one chyba najbardziej mi się podobają. Jestem też ciekawa tak jak Carmen, co doprowadziło do takiego stanu związek Corinne i Dantego. Ale właściwie to rozumiem wątpliwości mężczyzny co do adopcji i chciałabym zrozumieć też skąd te nalegania Corinne.
OdpowiedzUsuńWiem, że niczego mi nie powiesz, więc zostaje mi tylko czekać do następnego rozdziału.
Z pozdrowieniami od stałej czytelniczki ;D
Tak, retrospekcje są lepsze, bo nad nimi bardziej się skupiałam. W sumie to one będą ważniejsze, bo wciąż prowadzą do tego, jakim sposobem związek Corinne i Dantego się sypie.
UsuńOczywiście, że Ci nic nie powiem, co by to było, no ;D
Stała czytelniczka XD Rany, to tak pięknie brzmi, że chyba gdzieś to sobie zapiszę ;D (skromność, ekhem, przeze mnie przemawia, ekhem XD).
Również pozdrawiam i czekam na Twoją nową historię (jakby coś, mam być pierwsza, bo chcę zająć zaszczytne miejsce w "Obserwatorach" ;D).
Oczywiście o nowym blogu poinformuje Cię natychmiast, ale jeszcze sobie trochę poczekasz, bo chcę najpierw napisać kilka rozdziałów do przodu, a na to brak mi czasu.
UsuńNie ma problemu, jestem cierpliwa ;D
UsuńElif, jak ja uwielbiam twoje opowiadanie. Moje ulubione spośród wszystkich, które dotąd przeczytałam :D. Wierz mi, że bardzo chętnie bym zhejtowała, ale umiem znaleźć czegoś, do czego mogłabym się przyczepić :(. Obiecuję, że przy kolejnym rozdziale bardziej się postaram xD. Strasznie podobała mi się ta retrospekcja, aż szkoda, że tak szybko się ją przeczytało. Uguu, tak się podjarałam nowym rozdziałem, a tu nie minęła chwila i znów trzeba czekać miesiąc :(. No cóż, nie mogę teraz chyba nic innego zrobić, jak tylko życzyć ci duuużo weny <3.
OdpowiedzUsuńHah, miło mi ;)
UsuńJakiś mały hejcik? Chętnie; na pewno dałoby się coś znaleźć, bo chyba każde opowiadanie ma jakiś mały mankamencik.
A tak przy okazji - co się stało z Twoim blogiem? Ech, wszyscy ostatnio je usuwają albo blokują, niefajnie, nooo ;(
Jaki miesiąc ;D Jak dam radę, to pewnie zaraz po 20 listopada się coś ukaże ;)
Życzysz mi Weny? Lepiej zamień to słowo na "Czas", bo to jego mi brakuje :<
Jestem. Ambitne i wyczerpujące komentarze od Redbird nadchodzą...
OdpowiedzUsuńNie, to mnie wkurzyło. Dante co rusz mówił "masz ładny uśmiech, och, ach, ładny uśmiech". Jezu, aż tak podjarany był tym jej uśmiechem? Matko. Och, ach, uśmiech Corinne.
Głaz. Totalnie jak głaz. Tzn. Dante jak głaz. Będę go tak nazywała. Dante Głaz.
Corinne, Corinne. Nadal nie mogę się zdecydować. Nie wiem, czy ją lubię czy też uważam ją za chorą psychicznie kobietę po przejściach.
Tyle. Ambitne tyle. Patrz, jak dużo tego tam na górze ;]
Wow, jutro ci przyniosę wielką czekoladę, bo dawno aż tak ambitnego komentarza od ciebie nie dostałam ;D
UsuńA tak serio - Dante Głaz? Czy tobie już do końca na mózg padło?
Założę się, że zżera cię zazdrość, bo też byś chciała usłyszeć, że masz ładny uśmiech ;*
Oj, tak długo, jak od moich palców do klawiatury (wybitny żarcik, nie sądzisz?).
jakie świetne opowiadanie ;) tak sie wciagnelam ze przeczytalam od razu wszystkie rozdzialy i zamierzam regularnie odwiedzac twojego bloga. uwielbiam takie opowiadania :D
OdpowiedzUsuńdziękuje za komentarz na moim blogu. ja az takich kontuzji nie mialam, ale te pace strasznie mnie dobijaja ;//
Pozdrawiam ! :)
Dziękuję za opinię ;>
UsuńEch, kontuzje to moje drugie imię ;D W szpitalu wszystkie pielęgniarki mnie już chyba znają XD
Również pozdrawiam ^^
Uff, wreszcie udało mi się przeczytać kolejny rozradzał u ciebie. Napisałabym coś już wcześniej, ale nie miałam czasu... Chciałam, najpierw uporządkować sprawy związane ze swoim blogiem. A teraz już przechodzę do konkretów. Przede wszystkim bardzo podoba mi się tytuł. Początek, czyli powrót do wspomnień z przed lat chyba faktycznie może wyjaśnić problemy w małżeństwie Corinne. Adopcja to ważna decyzja, jeśli Dante odejdzie jego żona nie będzie mieć na to szans... Zresztą widać, że jemu na tym nie zależy. Słowem, oby tak dalej. Już mnie wciągnęło. Zapraszam do siebie na razie to taki niewielki bonus. Jednak już niedługo pierwszy epizod miniopowiadania. Link>> http://opowiadania-mandragory.blogspot.com/2013/11/bonus-nr-4-cos-o-rozach-baranku-i.html ;-)
OdpowiedzUsuńTaaak, ten tytuł mi tutaj pasował ;]
UsuńTo nie tak, że Dantemu na tym nie zależy. Po prostu się boi, nie jest pewny... Najwyraźniej trochę nieporadnie to wszystko opisałam, skoro odniosłaś wrażenie, że Dantemu nie zależy...
Cieszę się, że Ci się podoba ;3
Nieprawda, ty to bardzo dobrze opisałaś! Po prostu wywnioskowałam, że Dantemu nie zależy po tym, jak mówił o pragnieniu posiadania własnych dzieci. Kiedyś chciał je mieć, ale chyba już nie chce, mylę się? Być może tak. Aby rozstrzygnąć te wątpliwości muszę jeszcze poczekać...
UsuńWszystko okaże się później - w kolejnych retrospekcjach ^^
UsuńWydarzenia tam opisane naprawdę dużo wyjaśnią, jeśli chodzi o obecną sytuację. A Dante ma swoje powody do takiego zachowania ;3
Dante coraz bardziej mnie intryguje :3 mam nadzieję że pomiędzy nim a Corinne się poprawi... no i Ralph <3 takie cudowne dziecko (:
OdpowiedzUsuńBardzo im współczuję, zastanawiam się co takiego się stało, że ich małżeństwo się psuje? Mam nadzieję, że im się uda :) Piękne imiona ;)
OdpowiedzUsuń